Pierwsza sesja nowego roku na amerykańskiej giełdzie z pozoru była spokojna. Bilans głównych indeksów wyszedł mniej więcej na zero. Gdy wydawało się, że nie zdarzy się już nic ciekawego, w tzw. handlu posesyjnym zaskakująco mocno w dół poleciały notowania spółki Apple.
Obecnie kurs akcji producenta iPhone'a jest 7,5 proc. pod kreską. Wynosi około 146 dolarów wobec prawie 158 dolarów w środę wieczorem. Jeśli na tym poziomie utrzyma się do oficjalnego otwarcia czwartkowej sesji, będzie to oznaczać najniższą wycenę od połowy 2017 roku.
Baczni obserwatorzy pamiętają jak jeszcze trzy miesiące temu notowania Apple sięgały 230 dolarów. Od tamtego czasu są więc jedną trzecią niżej. Obecna wartość całego biznesu szacowana jest poniżej 700 mld dolarów, a niedawno przekraczała okrągły bilion. Producent iPhone'a był z resztą pierwszą spółką z Wall Street, która osiągnęła bilion kapitalizacji. Udało się to w tym roku. Dokonał tego jeszcze tylko Amazon.
Skąd taka paniczna reakcja inwestorów? Pozbywali się oni akcji po liście prezesa Apple, który ostrzegł przed możliwym pogorszeniem wyników sprzedaży, m.in. przez trudniejsze warunki w Chinach.
Zobacz: Szefowie Apple naciskają na Donalda Trumpa, żeby się uspokoił. "Na jesieni może być gorąco"
"Choć oczekiwaliśmy pewnych wyzwań na kluczowych rynkach rozwijających się, nie przewidzieliśmy skali spowolnienia gospodarczego, szczególnie w Chinach. Większość osiągniętych wyników znalazła się poniżej naszych wcześniejszych prognoz" - napisał Tim Cook.
Czytaj więcej: Microsoft numerem 1 na świecie po ogromnym spadku Apple
- Inwestorzy szukają efektów tradycyjnego styczniowego rajdu na akcjach. Apple zawodzi te oczekiwania. Najnowsze zapowiedzi wzbudziły obawy, że dotychczasowe szacunki wyników były zbyt optymistyczne - komentuje Daniel Morgan, menedżer inwestycyjny w Synovus Trust, cytowany przez agencję Reuters.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl