Kto zostanie nowym minister finansów w rządzie opozycji? Na to pytanie nie znamy jeszcze konkretnej odpowiedzi, ale giełda nazwisk ruszyła. - Są dwie szkoły w tym zakresie. Albo to jest technokrata, najlepiej makroekonomista, albo to polityk z autorytetem, który zwykle, choć w przypadku PiS było inaczej, otacza się ekspertami - mówi w rozmowie z money.pl Izabela Leszczyna, wiceprzewodnicząca KO, była wiceminister finansów w latach 2013-15.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Leszczyna sama jest typowana na szefową resortu, jeśli wygra u Donalda Tuska opcja polityka, który ma zarządzać technokratami. Minusem posłanki jest brak stricte wykształcenia ekonomicznego. Ukończyła ona bowiem filologię. - Jednak dała się poznać jako zaangażowana osoba stricte specjalizująca się w finansach publicznych, rozmawiająca z ekonomistami, rozumiejąca ten zawiły i trudny temat - sądzi jedna z jej koleżanek partyjnych.
Ona sama mówi nam, że "nie stoi w kolejce po stanowisko ministra finansów".
Mateusz Szczurek na giełdzie nazwisk na nowego ministra finansów
Na stole pojawiło się jednak również nowe nazwisko. To Mateusz Szczurek, były główny ekonomista ING Banku Śląskiego, który był już w resorcie finansów w końcówce rządów PO-PSL. Od siedmiu lat jest za to członkiem Europejskiej Rady Budżetowej. To niezależne ciało doradcze stworzone przy Unii Europejskiej, mające na celu dbanie o stabilność fiskalną. Szczurek zasiada tam w pięcioosobowym składzie (wraz z Belgiem, Włochem i Holendrem, a Radzie przewodniczy Duńczyk).
- Mateusz idealnie pasowałby do tej roli. Jest na poważnie rozważaną 'opcją środka', czyli czymś pomiędzy technokratą a politykiem, który zna resort, bo już nim zarządzał. Jego atuty są oczywiste dla całego rynku. To on wyprowadził Polskę z procedury nadmiernego deficytu (EDP - przyp. red.) w 2015 r., którą odziedziczyliśmy niejako po decyzjach pierwszego rządu PiS-u przez obniżenie PIT-u oraz w następstwie kryzysu finansowego. W 2024 r., po ośmiu latach prawicy, Unia zapewne znów nałoży na nas kaganiec, bo deficyt, zamiast zmieścić się w 3 proc. PKB, będzie oscylował w okolicach 5 proc. - mówi nam jedna z osób nowej koalicji znająca kulisy sprawy.
O procedurze nadmiernego deficytu pisaliśmy w money.pl tuż po wyborach parlamentarnych. Pracownicy MF nazwali ją "cuchnącą miną" pozostawioną przez rząd PiS swoim następcom. W skrócie chodzi w niej o to, że rząd jest zmuszony pokazać jasną ścieżkę zejścia z deficytem sektora finansów publicznych do poziomu poniżej 3 proc. a ze wszystkich działań fiskalnych, takich jak np. podwyższenie kwoty wolnej bądź zwiększenie socjalu, musi się spowiadać brukselskim urzędnikom.
Procedura będzie wyzwaniem, ale problem leży jeszcze gdzie indziej
- EDP w zasadzie eliminuje finezję w prowadzeniu finansów. To oznacza koniec rozsypywania pieniędzy z helikoptera, koniec zwiększania socjalu, koniec nowych wielkich, politycznych obietnic - mówił nam jeden z urzędników resortu finansów.
- Mateusz wiedziałby, jak rozmawiać z Brukselą i jak pogodzić sprzeczne interesy programu politycznego wraz z zapewnieniem rynków, że nic złego się u nas nie dzieje i trzymamy lejce na wodzy. Pamiętajmy też, że to on przygotował zestaw ustaw dot. uszczelnienia systemu podatkowego, który później wykorzystał PiS, chwaląc się sukcesami w tym zakresie - twierdzi nasz informator.
Co na to sam zainteresowany? - O nie. Jak pojawiłem się na giełdzie nazwisk, to znaczy, że jestem już spalony - śmieje się w rozmowie z money.pl Mateusz Szczurek. Po chwili dodaje już nieco poważniej, że to stanowczo zbyt wcześnie, aby o czymkolwiek rozmawiać. - Na razie mamy jeszcze rząd PiS. Wszystko potrwa przynajmniej dwa miesiące, a Unia najpierw musi na Polskę procedurę nałożyć, żeby ewentualnie było z czego wychodzić - przekonuje ekonomista.
Inni kandydaci. Powyborcze rozgrywki
Wśród tzw. technokratów, którym Donald Tusk miałby powierzyć misję posprzątania finansów publicznych, znajduje się jeszcze dr Sławomir Dudek. Przez ponad 20 lat pracował w budynku przy ul. Świętokrzyskiej, a teraz prowadzi Instytut Finansów Publicznych (IFP). To on najgłośniej od lat przestrzega przed negatywnymi skutkami nieprzejrzystości w kasie państwa. Ostatnio w money.pl dr Dudek komentował wykonanie budżetu naszego kraju po wrześniu tego roku, mówiąc o licznych zagrożeniach m.in. w podatkach.
Specjalista prowadził również liczne debaty w kontrolowanym przez opozycyję Senacie dot. stabilności finansowej państwa, na których często uczestnikiem był z kolei inny kandydat nowej koalicji na stanowisko ministra - Ludwik Kotecki, obecny członek Rady Polityki Pieniężnej. Kotecki był już głównym ekonomistą w MF, zna się na budżecie i także wie, ile jest do zrobienia w zakresie finansów publicznych, co przedstawił w felietonie dla money.pl kilka dni temu. Kotecki wraz z Dudkiem i Rafałem Beneckim, obecnie głównym ekonomistą ING Banku Śląskiego, napisali także książkę o zagrożeniach nadmiernego długu publicznego.
Rozważany ma być również prof. Paweł Wojciechowski, doradca większości rządów w demokratycznej Polsce, były minister finansów za rządów PiS, były główny ekonomista ZUS, a ostatnio autor programu gospodarczego Polska 2050 Szymona Hołowni. Prof. Wojciechowski również w licznych publikacjach zgłębiał temat finansów publicznych i obecnie wraz ze Sławomirem Dudkiem działają w IFP.
"Pieniądze są i będą"
Kandydatem na stanowisko szefa resortu finansów jest także Andrzej Domański, poseł-elekt, wcześniej szef Instytutu Obywatelskiego, powiązanego z PO think tanku politycznego. Domański nie ma jednak doświadczenia z mediami, dużą polityką i zarządzaniem ministerstwem, zna za to rynek finansowy. Dlatego w kuluarach spekuluje się, że to on mógłby zastąpić Pawła Borysa na stanowisku szefa Polskiego Funduszu Rozwoju.
Sam Domański nie stroni od kwestii finansowych. Pytany w piątek w Radiu Zet o program wyborczy KO, powiedział, że pieniądze na realizację obietnic "są i będą", a świadczenia typu 800 plus, 13. i 14. emerytura "będą utrzymane".
Skąd te pieniądze? Zejście z oprocentowanie polskich obligacji to już oszczędności rzędu 17-20 mld zł w skali roku. KPO - 270 mld zł, wyższy wzrost gospodarczy dzięki prorozwojowym programom, które przedstawiliśmy, to 8 do 10 mld zł. Handlowa niedziela - pewnie do 1 mld zł. TVP - 3 mld zł - wyliczał doradca Donalda Tuska.
- Ponadto, według szacunków NIK, przeniesienie długu - który teraz jest w PFR i BGK - z powrotem do budżetu, to oszczędności rzędu 12 mld zł. Oprocentowanie obligacji PFR i BGK jest wyższe niż oprocentowanie obligacji emitowanych przez Skarb Państwa - dodał.
Damian Szymański, wiceszef i dziennikarz money.pl