Tona czystych pelletów drzewnych z trocin zawierających jedynie drewno to koszt ok. 1000 zł brutto. Za tonę zmielonych odpadów meblarskich zanieczyszczonych toksycznymi żywicami trzeba zapłacić już o połowę mniej.
Sytuacja na rynku przypomina bardzo tę sprzed lat, kiedy na stacjach benzynowych handlowano chrzczonym paliwem.
"Lata temu stacje benzynowe eksperymentowały z paliwem, dopiero wysokie sankcje i ogólnokrajowe normy sprawiły, że klienci mają gwarancję, że w ich bakach jest tyle oktanów, za ile zapłacili. Nadszedł czas na kolejne paliwa" – napisał do Ministra Klimatu małopolski marszałek.
"Mam nadzieję, że mój apel znajdzie pozytywne odzwierciedlenie w przepisach krajowych. Działania te popierają także alarmy smogowe, a więc ruchy społeczne. Jest to zatem także głos konsumentów, a to on liczy się tu najbardziej!" – argumentował samorządowiec.
Temat podrabianych pelletów nie jest nowy. Wraca od kilku lat. Tomasz Urynowicz przypomina, że w Polsce, która jest piątym na świecie producentem pelletu drzewnego (produkujemy go rocznie ok. 1,5 mln ton), nie ma w tym zakresie praktycznie żadnych uregulowań.
Rozporządzenie Ministra Energii sprzed dwóch lat w sprawie wymagań jakościowych dla paliw stałych co prawda określa parametry bezpieczeństwa, ale tylko dla węgla i pelletów węglowych, których się w Polsce praktycznie nie używa. O pelletach drzewnych mowy w nim nie ma.
Skutek jest taki, że pół miliona ton tego surowca produkowanych jest w Polsce poza wszelką kontrolą i normami ekologicznymi. Do pelletu dodawane są odpady poprodukcyjne z zakładów meblarskich, sklejki, zmielone płyty MDF.
Według naszych informatorów niektóre fabryki, które produkują meble głównie z płyt MDF, dzięki produkcji podrabianych pelletów pozbywają się toksycznych śmieci, zamiast oddawać je do specjalnych spalarni i ponosić wysokie koszty utylizacji.
Szara strefa kwitnie, bo producenci wysokogatunkowych pelletów wolą sprzedawać swoje produkty na Zachodzie.
- Przed pandemią praktycznie 80 proc. naszej produkcji szła na eksport do Włoch, Austrii, Danii, Francji czy Niemiec. Teraz eksportujemy tam ok. 60 proc. całej produkcji — mówi Adam Sarnaszek, prezes zarządu Polskiej Rady Pelletu i dodaje, że na Zachodzie ludzie zaczynają masowo przerabiać instalacje gazowe w domach na te opalane pelletem drzewnym, bo od przyszłego roku od gazu będzie naliczany nowy podatek w całej Unii (CO2 TAX), co podniesie koszty ogrzewania.
I jeszcze jedno. Eksportując wysokogatunkowy pellet na rynki europejskie, polskie firmy nie płacą VAT. W Polsce na ten surowiec jest ustalona najwyższa stawka, czyli 23 proc.
To sprawia, że część produkcji na potrzeby rynku polskiego wytwarzana jest poza oficjalnym obiegiem, sprzedawana bez żadnych faktur.
"Tylko część producentów pelletu posługuje się certyfikatami np. DINplus lub ENplus A1. Problemem jest natomiast to, że są to jedynie systemy dobrowolne, które stosują najlepsze firmy na rynku. Brakuje nadzoru ze strony Inspekcji Handlowej czy deklarowane parametry sprzedawanego pelletu są zgodne z rzeczywistością" – powiedział w wywiadzie dla Magazynu Biomasy wicemarszałek Urynowicz.
Ministerstwo Klimatu zwraca uwagę, że formalnie normy są. Obowiązują u nas te europejskie (dla pelletu - jest to norma EN 14961, a jej polski odpowiednik to norma PN-EN 14961). Są one jednak do dobrowolnego stosowania.
"Zdaniem Ministerstwa Klimatu istotne jest to, że instalacje, w których są spalane odpady płyt drewnopochodnych – tak jak i odpady plastiku – bez względu na to, czy z dodatkami, czy bez dodatku innych paliw (a więc np. jako jeden ze składników pelletu), są instalacjami spalania lub współspalania odpadów i podlegają co do zasady wymaganiom emisyjnym i pomiarowym określonym dla takich instalacji" – czytamy w komunikacie przesłanym przez biuro prasowe MK.
"Ponadto instalacje takie wymagają pozwolenia na emisję bez względu na wielkość ich nominalnej mocy cieplnej. Nie można zatem spalać takich materiałów w paleniskach domowych" – ostrzega resort.
KotStal, producent kotłów, ostrzega, że palenie pelletem zawierającym toksyczne domieszki prowadzi do trwałego uszkodzenia palnika. Jego wymiana (koszt ok. 3 tys. zł) nie jest objęta żadną gwarancją.
I tak koło się zamyka. By prokuratura lub inspektorzy ochrony środowiska mogli wszcząć postępowanie, potrzebne są zeznania poszkodowanych, czyli osób, które nabyły podrabiane pellety. Tych jest jednak jak na lekarstwo, bo nabywcom za palenie toksycznymi odpadami też grozi kara.
Jeśli kontrola wykaże spalanie toksycznych odpadów, policja lub strażnicy miejscy nakładają mandat w wysokości do 500 zł. Mogą też skierować sprawę do sądu. Wtedy sprawcy grozi grzywna do 5 tys. zł.