Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
Anna Unton
|

Pół roku z koronawirusem. Koszt epidemii odbija się na każdym kluczowym wskaźniku gospodarki

127
Podziel się:

110 miliardów złotych deficytu budżetowego, recesja, wzrost cen i bezrobocia. Pół roku po dotarciu COVID-19 do Polski pokazujemy na twardych liczbach, jak uderzyła w nas pandemia.

Pół roku z koronawirusem. Koszt epidemii odbija się na każdym kluczowym wskaźniku gospodarki
(East News, Beata Zawrzel)

Epidemia koronawirusa to wydarzenie bez precedensu. Lockdown wywrócił gospodarkę naszego kraju do góry nogami. I choć wyszliśmy już z pierwszego szoku, nie da się ukryć, że kryzys wpłynął na praktycznie każdy aspekt życia gospodarczego: od bezrobocia, dziury budżetowej, przez notowania spółek na giełdzie, po kurs złotego i ceny paliw.

Bezrobocie

Po wybuchu epidemii i zamrożeniu gospodarki pojawiły się poważne obawy o rynek pracy. Po sześciu miesiącach można stwierdzić, że – jak do tej pory – nie spełniły się najczarniejsze scenariusze.

W Polsce odsetek osób bezrobotnych nie jest tak duży, jak w innych krajach Unii Europejskiej. Epidemia uderzyła znacznie mocniej w rynki pracy na południu Europy – we Włoszech, Hiszpanii i części Francji. Nie zmienia to jednak faktu, że mimo mniejszej skali zjawiska, liczba osób pozostających w Polsce bez pracy zauważalnie wzrosła. 

O ile? Z danych Głównego Urzędu Statystycznego wynika, że o 110 tys. W końcu lutego w urzędach pracy zarejestrowanych było prawie 920 tys. bezrobotnych, a na koniec lipca prawie 1 mln 30 tys. (to najnowsze dostępne dane). W tym samym czasie stopa bezrobocia wzrosła z 5,5 proc. do 6,1 proc. Dla porównania: w analogicznym okresie w ubiegłym roku liczba bezrobotnych spadła o prawie 150 tys.

Często pojawia się argument, że dane nie pokazują wszystkiego, bo Polacy nie rejestrują się w urzędach pracy. Jednak również ankietowe badanie rynku pracy według metodologii unijnej pokazuje, że w Polsce stopa bezrobocia jest prawie najniższa w UE (3,0 proc. w lutym wobec 3,2 proc. w lipcu). Lepiej od nas wypadają tylko Czesi.

Zobacz także: Oszczędzanie się nie opłaca. Polacy wypłacają pieniądze z banków

Dziura budżetowa i zadłużenie

Przed wybuchem pandemii zakładano, że budżet w tym rok będzie zrównoważony, czyli wydatki nie przekroczą wpływów. Rząd chwalił się, że po raz pierwszy od 1989 roku nie będziemy mieli dziury budżetowej. Lockdown wywrócił jednak budżetowe plany do góry nogami. Na ratowanie firm, miejsc pracy i pobudzenie gospodarki przeznaczonych zostały miliardy złotych, a to jeszcze nie koniec wydatków.

W efekcie prognozowana na ten rok dziura budżetowa wzrosła z zera do prawie 110 mld zł. Co więcej - nie jest w tej liczbie uwzględniona tarcza antykryzysowa Polskiego Funduszu Rozwoju o wartości 100 mld zł, która nie stanowi pozycji w budżecie. Biorąc ją pod uwagę, jest jeszcze gorzej.

Walka ze skutkami epidemii sprawia, że zadłużenie Polski wzrośnie do rekordowego poziomu. Dług publiczny ma wynieść w tym roku 50,5 proc. wartości PKB, a według metodologii unijnej - która uwzględnia też wydatki na tarcze antykryzysowe - aż 62,2 proc. PKB.

Wzrost gospodarczy

W pierwszej połowie marca stało się jasne, że wcześniejsze prognozy markoekonomiczne na 2020 rok można wyrzucić do kosza. Do dziś - choć minęło już pół roku - przewidywania ekonomistów nadal są obarczone dużym ryzykiem błędu.

Według wcześniejszych prognoz Ministerstwa Finansów wzrost gospodarczy w tym roku miał wynieść 3,7 proc. Jednak według najnowszych szacunków nasza gospodarka ma skurczyć się o 4,6 proc. Jeśli jednak pojawi się druga fala epidemii i dojdzie do ponownego lockdownu, spadek PKB może być większy.

W drugim kwartale, który obejmował okres kwarantanny, polska gospodarka skurczyła się o 8,2 proc. w porównaniu z analogicznym okresem rok temu. Dane za drugi kwartał potwierdziły to, czego eksperci spodziewali się od kilku miesięcy – po raz pierwszy od dziesięcioleci znaleźliśmy się w recesji.

Giełda

Wyraźne spadki na warszawskiej giełdzie rozpoczęły się już w lutym, jeszcze zanim w Polsce pojawił się pierwszy przypadek Covid-19. Już wcześniej epidemia szalała w Europie Zachodniej, a jej dotarcie do Polski było tylko kwestią czasu.

Na początku marca indeks WIG20, skupiający największe spółki notowane na warszawskim parkiecie, poleciał ostro w dół. Jednak od tamtego czasu odrobił już część strat. I choć w dalszym ciągu jest o około 18 proc. niżej niż na początku roku, znajduje się już blisko poziomu z 4 marca.

Znacznie gorzej radzą sobie banki. Poziom indeksu WIG-banki, skupiającego banki notowane na warszawskiej giełdzie, w dalszym ciągu jest o prawie 40 proc. niższy niż na początku marca. Ten sektor ucierpiał m.in. w wyniku trzech cięć stóp procentowych, których po wybuchu pandemii dokonała Rada Polityki Pieniężnej, aby pobudzić gospodarkę.

Główna stopa procentowa została obniżona do rekordowo niskiego poziomu 0,1 proc., przez co spadły zarówno raty kredytów, jak i oprocentowanie lokat, a co za tym idzie - zyski banków. W pierwszym półroczu tego roku zysk sektora bankowego zmniejszył się o połowę.

Kurs złotego

Na początku marca kurs złotego wynosił około 4,30 za euro, po pół roku wynosi nieco powyżej 4,40 za euro. Polska waluta osłabiła się po wybuchu pandemii. Dlaczego tak się stało? W czasach kryzysu i niepewności inwestorzy szukają bezpiecznych przystani, jak dolar amerykański czy frank szwajcarski, a uciekają od walut rynków wschodzących, do których należy polski złoty.

wykres dla: EUR.n

Za bezpieczną przystań uważane jest też złoto. Cena kruszcu poszła ostro w górę, pokonała historyczne maksimum i dotarła do ponad 2 tys. dolarów za uncję. Obecnie złoto notowane jest po około 1940 dolarów za uncję.

Ceny paliw

Notowania ropy naftowej na globalnych rynkach zaczęły spadać już w styczniu i lutym, zanim jeszcze koronawirus dotarł do Polski. W czasie lockdownu drastycznie zmalało bowiem zapotrzebowanie na paliwa. W pierwszym tygodniu marca benzyna Pb 95 na stacjach w Polsce kosztowała średnio 4,82 zł za litr, potem spadła poniżej 4 zł, natomiast pod koniec sierpnia średnia cena wynosiła 4,50 zł za litr. Jednak w dalszym ciągu za bezołowiową 95-tkę płacimy mniej niż na początku roku (4,97 zł za litr), a także znacznie mniej niż rok temu (5,06 zł za litr).

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(127)
WYRÓŻNIONE
Sly
4 lata temu
To nie CoviD w nas uderzył A nie udolne rządy PIS . W czasach dużego wzrostu każdy rządzić może A w czasach kryzysu widać kto nie powinien
bekazpolszy
4 lata temu
110mld bez tarcz? to na co te mldy poszly? xDxDxD
Obserwator
4 lata temu
To nie wina epidemi tylko tych którzy stoją u władzy i pod pretekstem epidemi zrujnowali gospodarkę aby ludzie za wysoko nie podnosili głowy tylko cieszyli się że pracują za miskę ryżu.
NAJNOWSZE KOMENTARZE (127)
oooo zmienili...
4 lata temu
wina Tuska?
taka sytuacja
4 lata temu
brawo PiS Polska w ruinie
jesuis
4 lata temu
Epidemia (której nie ma) świetne wytłumaczenie nieudolności i ignorancji PiS.
Zoom-owiec
4 lata temu
To nie wirus zawalił. Pół Polski nie pracuje tylko żyje z różnych plusów, to ile czasu może to trwać. No ale dzięki tym plusom mamy taki przyrost naturalny, że Chiny przeskoczymy.
Trew
4 lata temu
110 miliardów.nez ytarcz. Na co poszły Miliardy.szik co ten rząd wyprawia.. Bezrobocie f pa.ten się rejestruje co dostanie kasa.. urząd pracy do likwidacji.....nie słyszałam by ktoś dostał dobrą robotę z urzędu.. Kursów nie robią...np na spawacza czy meblarza....nic nie robią jak rząd.kasy brak roboty nie na.vi co pracowali za granicą stracili robotę pół roku czekają niedługo będą się wieszać.dlugu ful bo zamknęli granice osły
...
Następna strona