Na wzięcie udziału w spisie mamy czas do 30 września. Na razie, jak podaje Główny Urząd Statystyczny, spisało się około 40 proc. osób objętych takim obowiązkiem.
Przeprowadzenie spisu jest trudne, bo wielu Polaków rachmistrzów unika i odmawia odpowiedzi na pytania.
- Część osób wychodzi z błędnego założenia, że to nadmiarowe przedsięwzięcie prowadzone po to, aby inwigilować obywateli, o których państwo chce wiedzieć wszystko. Staramy się wyjaśniać, że to standardowe wydarzenie statystyczne, prowadzone cyklicznie co 10 lat, również w innych krajach - mówi w rozmowie z "DGP" Dominik Rozkrut.
Wiele osób odmawiających udziału w spisie powszechnym powołuje się na przepisy RODO, chroniące dane osobowe. Te jednak nie mają zastosowania w statystyce.
- Dla laika może sprawiać wrażenie, że nie wolno zbierać danych, ale tak nie jest. Statystyka – na poziomie zarówno krajowym, jak i europejskim – ma odpowiednie wyłączenia z RODO, bo właśnie dzięki badaniom statystycznym jesteśmy w stanie prowadzić politykę rozwojową kraju. Można to robić skutecznie, tylko posiadając dane, jak się rozwijamy. Niestety zbyt spłycony przekaz takich zagadnień jak RODO generuje problemy przy zbieraniu informacji podczas NSP - wyjaśnia w rozmowie z "DGP" prezes GUS.
Jak mówi dr Rozkrut, niechęć do podawania danych wynika z braku zaufania do państwa. Wiele osób boi się też, że ich dane zostaną wykorzystane przeciwko nim.
- Przyczyniły się do tego między innymi patomarketingowe firmy, które wydzwaniają na potęgę do wszystkich, próbując coś oferować. Ludzie są tym zmęczeni. Rachmistrzom trudno jest prowadzić wywiady przez telefon, bo wiele osób jest po prostu zrażonych do tej formy - mówi "DGP" prezes GUS.
W Narodowym Spisie Powszechnym można wziąć udział na kilka sposobów. Jeśli ktoś ma profil zaufany, może spisać się przez internet.
Jest też możliwość udzielenia rachmistrzowi odpowiedzi na pytania zadane przez telefon. Ostatni sposób to wpuszczenie rachmistrza do domu.
Za odmowę udziału w spisie można zostać ukaranym grzywną do 5 tys. złotych.