Miejscem dużej demonstracji był plac Wacława. Tam zgromadzili się przeciwnicy rządu premiera Petra Fiali, NATO i dostaw sprzętu wojskowego na Ukrainę, szczepień przeciwko COVID-19 oraz wszechobecnej drożyzny. W proteście uczestniczyli przedstawiciele dwóch obozów politycznych - prawicowych i komunistycznych.
Tysiące protestujących żądało dymisji premiera oraz głosiło postulaty negocjowania zakupu gazy i ropy m.in. z Rosji. Uczestnikom nie podoba się również, ich zdaniem, uległość kraju względem Niemiec oraz Unii Europejskiej.
Jednym z najważniejszych aspektów protestu są coraz wyższe ceny w sklepach. Inflacja w Czechach wyniosła 17,2 proc. (wzrost o 1,2 proc. względem lipca) i jest jedna z najwyższych w całej UE. Wyższa jest tylko na Łotwie, Litwie oraz w Estonii. W Polsce Według szacunków Głównego Urzędu Statystycznego inflacja w sierpniu wyniosła 16,1 proc. rok do roku.
Dlaczego w takim razie Polacy nie protestują tak jak Czesi?
- Otóż w Polsce realne wynagrodzenia jeszcze jako tako się trzymają, a w Czechach pracujący już są ok. 10 proc. biedniejsi w stosunku do zeszłego roku - napisał na Twitterze Mateusz Urban.
Ekonomista dodał, że na opublikowanym wykresie znajdują się dane dla firm zatrudniających dziewięć i więcej osób. Nie wlicza się w to sfery budżetowej.
- Oczywiście sytuacja jest znacznie bardziej złożona w Polsce. Chodziło mi o podkreślenie, że w Czechach jest mimo wszystko jeszcze gorzej - zaznaczył ekspert.
Wynagrodzenie a inflacja
W drugiej połowie sierpnia GUS podał dane dotyczące średniego wynagrodzenia w Polsce za lipiec 2022 r. Przeciętna płaca wyniosła 6777,22 zł. Oznacza to wzrost rok do roku o 15,8 proc. przy inflacji wynoszącej w lipcu rok do roku 15,6 proc.
- Nominalnie zbliżamy się do średniej 7000 zł brutto, ale przy stygnącej rynku pracy i spowalniającej gospodarce raczej nie ma szans na dojście do tego poziomu w tym roku - skomentował Andrzej Kubisiak z Polskiego Instytutu Ekonomicznego.