Spożycie w sektorze gospodarstw domowych w I kwartale 2024 r. wzrosło realnie (czyli przy założeniu stałych cen) o 4,6 proc. w porównaniu do tego samego okresu poprzedniego roku.
Była to największa niespodzianka w danych o strukturze wzrostu PKB, które GUS opublikował w poniedziałek. Większe zwyżki konsumpcji GUS odnotował poprzednio w pierwszych dwóch kwartałach 2022 r., gdy popyt wywindował napływ uchodźców z Ukrainy.
Konsumpcja przebiła najśmielsze prognozy
Ekonomiści spodziewali się wprawdzie, że po stagnacji konsumpcji w IV kwartale 2023 r., w I kwartale tego roku nastąpi odbicie. Ale na ogół oczekiwali – i to już po zakończeniu I kwartału – wyniku w okolicy 3 proc.
Przykładowo, analitycy z Narodowego Banku Polskiego w swoich ostatnich prognozach – z marca – oceniali, że spożycie gospodarstw domowych w I kwartale zwiększy się realnie o 2,8 proc.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wydatki konsumentów osiągnęły najwyższy poziom w historii
W stosunku do IV kwartału 2023 r. popyt konsumpcyjny wzrósł o 2,1 proc. (po oczyszczeniu z wpływu czynników sezonowych i kalendarzowych, co umożliwia takie porównania), najbardziej od I kwartału 2022 r.
Znów – tamten wynik był zaburzony przez napływ uchodźców. GUS w przeszłości zaliczał takie wydatki do eksportu, ale z początkiem 2022 r. zaczął traktować uchodźców z Ukrainy jako rezydentów.
Dzięki zwyżce z I kwartału realna konsumpcja – czyli ilość kupionych dóbr i usług, a nie suma wydatków na te dobra i usługi – znalazła się najwyżej w historii, przewyższając dotychczasowy szczyt z II kwartału 2022 r.
W stosunku do IV kwartału 2019 r. – ostatniego przed wybuchem pandemii Covid-19, stanowiącej pierwszy z serii szoków, które uderzyły w finanse i nastroje gospodarstw domowych – konsumpcja w Polsce zwiększyła się o 8,3 proc.
Patrząc w szerszej perspektywie, odbicie popytu konsumpcyjnego nie jest jednak tak spektakularne, jak mogłoby się wydawać. Przeciwnie, wydatki gospodarstw domowych w ostatnich latach rosły wolniej niż ich dochody do dyspozycji.
Są też zdecydowanie mniejsze niż byłyby, gdyby konsumpcja mniej więcej w takim tempie jak w okresie przed pandemią Covid-19.
W ciągu czterech lat do IV kwartału 2019 r. spożycie prywatne w Polsce wzrosło realnie o 20 proc. To był wprawdzie okres wyjątkowo szybkiego wzrostu konsumpcji, czemu sprzyjały duże podwyżki płacy minimalnej i nowe świadczenia społeczne. Ale i tak można szacować, że poziom konsumpcji jest o kilkanaście proc. niższy niż byłby, gdyby nie szoki z ostatnich lat: pandemia, wojna w Ukrainie i skok inflacji.
Konsumpcja została w tyle za PKB
Wzrost popytu konsumpcyjnego nie dotrzymał też kroku wzrostowi aktywności w polskiej gospodarce. Od IV kwartału 2019 r. PKB Polski zwiększył się bowiem realnie o niemal 11 proc. Poziom PKB jest już bardzo bliski temu, jaki zostałby osiągnięty, gdyby gospodarka rozwijała się tak jak przed 2020 r.
Taka odporność gospodarki na szoki z ostatnich lat to w Europie fenomen. Ostatnie, kwietniowe prognozy Międzynarodowego Funduszu Walutowego wskazywały, że PKB Polski na koniec będzie niemal dokładnie taki, jaki byłby, gdyby realizowały się prognozy tej instytucji z października 2019 r.
Dla porównania, PKB Niemiec będzie o około 6 proc. mniejszy, a PKB Czech o 13 proc. mniejszy.
Tylko cztery (małe) państwa Unii Europejskiej mogą się poszczycić lepszym niż Polska wynikiem, jeśli chodzi o wzrost PKB w stosunku do okresu sprzed pandemii.
To Irlandia (której rachunki narodowe są zaburzone przez to, jak ujmowane są w nich zyski zarejestrowanych tam transnarodowych korporacji) oraz Malta, Chorwacja i Cypr.
Ten fakt lubi podkreślać w swoich comiesięcznych wystąpieniach prezes Narodowego Banku Polskiego Adam Glapiński. Zdaje się on bowiem świadczyć o tym, że polityka gospodarcza w Polsce, w tym polityka pieniężna, była optymalna.
Polska błyszczy na tle Czech, blednie na tle Bułgarii i Rumunii
Pod względem wzrostu popytu konsumpcyjnego – głównej składowej PKB, obok m.in. popytu inwestycyjnego i zagranicznego – Polska już tak się nie wyróżnia. Od IV kwartału 2019 r. do I kwartału 2024 r. (lub IV kwartału 2023 r. w przypadku państw, dla których nie są dostępne nowsze dane) większą zwyżkę wydatków konsumpcyjnych odnotowało osiem państw UE, w tym Rumunia i Bułgaria. Na drugim biegunie są Czechy, gdzie konsumpcja jest wciąż o 7 proc. niższa niż przed pandemią.
Odbicie popytu konsumpcyjnego nad Wisłą w pierwszym kwartale warto też zestawić ze wzrostem dochodów gospodarstw domowych. W pierwszym kwartale, dzięki spadkowi inflacji, przeciętne wynagrodzenie w gospodarce narodowej zwiększyło się realnie o 11 proc. rok do roku, bardziej niż kiedykolwiek wcześniej w tym stuleciu.
Ten skok płac w pełni skompensował ich spadek na przełomie 2022 i 2023 r., gdy inflacja biła rekordy, erodując siłę nabywczą dochodów. Przeciętne wynagrodzenie w gospodarce jest dziś w rezultacie realnie o około 12 proc. wyższe niż w IV kwartale 2019 r.
Zielone światło dla podwyżek cen
Dysproporcja między tym wynikiem a wzrostem konsumpcji sugeruje, że dużą część zwiększonych dochodów gospodarstwa domowe odkładają, aby odbudować realną wartość oszczędności.
Czy tak będzie także w kolejnych kwartałach? To obecnie kluczowe pytanie dla oceny perspektyw gospodarki. Większość ekonomistów zakłada, że skłonność gospodarstw domowych do oszczędności pozostanie wyższa niż w przeszłości, a więc boomu konsumpcyjnego z prawdziwego zdarzenia nie będzie.
Ale mocniejsze od oczekiwań odbicie popytu konsumpcyjnego na początku 2024 r. będzie dla Rady Polityki Pieniężnej kolejnym argumentem, żeby nie ruszać w tym roku stóp procentowych.
Odradzający się apetyt konsumentów w warunkach szybkiego wzrostu płac stwarza ryzyko, że będą oni skłonni akceptować podwyżki cen towarów i usług konsumpcyjnych.
RPP dała wyraz tym obawom w komunikacie po czerwcowym posiedzeniu, zakończonym w środę, pisząc: "w średnim okresie w kierunku wyższej presji popytowej w gospodarce oddziaływać będzie wyraźny wzrost wynagrodzeń, w tym w związku z podwyżkami płac w sektorze publicznym".
Grzegorz Siemionczyk, dziennikarz money.pl