Sejm w miniony piątek przyjął ustawę o dopłatach gwarantujących 3 tys. zł wszystkim Polakom ogrzewającym swoje domy węglem. Dodatek ten jest jednorazowy, a ubiegać się o pieniądze będzie można do 30 listopada 2022 r. Nad przepisami debatują teraz senatorowie.
Kolejki przed urzędami, wszyscy chcą się załapać na dodatek węglowy
Polacy jednak już dziś zareagowali na działalność polityków i sznurkiem ustawiają się przed urzędami. Wszystko po to, by zmienić swoją deklarację o źródłach ciepła i tym samym załapać się na 3 tys. zł od państwa - pisze portalsamorzadowy.pl i powołuje się na relacje urzędników.
Do Miejskiego Centrum Energii w Katowicach każdego dnia dzwonią i przychodzą osobiście mieszkańcy, dopytując o możliwość złożenia wniosku o dopłatę do węgla w kwocie 3 tys. zł - opowiada serwisowi Sandra Hajduk, rzeczniczka prasowa Urzędu Miasta w Katowicach.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Sytuacja powtarza się w wielu urzędach w całej Polsce. Wszyscy chcą już dziś uzyskać pieniądze, choć jeszcze trwają prace w parlamencie nad programem osłonowym. - Takiego szturmu w urzędzie dawno nie widziałem - opowiadał money.pl Dariusz Wądołowski, burmistrz Pruszcza.
"Nagle sobie przypomnieli, że palą węglem"
Pojawił się też efekt uboczny całej tej sytuacji. Polacy chcą poprawić swoje deklaracje dotyczące źródeł ciepła. - Widzimy duże zainteresowanie składaniem poprawek do wcześniej już złożonych deklaracji - potwierdza serwisowi portalsamorzadowy.pl Sandra Hajduk.
Niektórzy urzędnicy nie szczędzą gorzkich słów. - Nagle wszyscy sobie przypomnieli, że palą węglem - mówi anonimowo jeden z pracowników urzędu. Zarazem wszyscy jednak przyznają, że nie mogą odmówić zmiany złożonej wcześniej deklaracji, gdyż, jak pisaliśmy w money.pl, rząd otworzył furtkę spóźnialskim i umożliwił złożenie jej po terminie.
Co prawda w ustawie o Centralnej Ewidencji Emisyjności Budynków (na której poczet zbierane są deklaracje o źródłach ciepła) są zapisy o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych oświadczeń, ale w praktyce urzędnicy w nieoficjalnych rozmowach przyznają, że nie wiadomo, kto miałby zweryfikować stan faktyczny.