W piątek poznaliśmy statystyki za listopad. Okazało się, że średnie wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw wyniosło 6022,49 tys. zł brutto. To o prawie 2 proc. wyższa kwota niż w październiku i niemal 10 proc. więcej niż w listopadzie 2020.
Pierwszy raz w historii przeciętne zarobki mają szóstkę z przodu. Dotychczasowy rekord padł w grudniu 2020 roku i wynosił 5973,75 zł brutto.
Najlepsze dopiero na koniec roku
Rekord z listopada długo się nie utrzyma. Wisienką na torcie będą statystyki płac z grudnia, które oficjalnie poznamy dopiero za miesiąc. Padnie nowy rekord i grubo przekroczona zostanie granica 6 tys. zł brutto.
Główny ekonomista ING Banku Śląskiego Rafał Benecki w rozmowie z money.pl wytypował, że w grudniu wzrost płac w skali roku wyniesie około 10,4 proc. Z kolei główna ekonomistka Banku Pocztowego Monika Kurtek sugeruje, że będzie to raczej około 8,8 proc.
Przy takich scenariuszach można oczekiwać, że średnie wynagrodzenie wyniesie w grudniu mniej więcej 6,5-6,6 zł brutto.
Odliczając składki do ZUS i NFZ oraz zaliczkę na podatek dochodowych, wychodzi na to, że w grudniu średnio na rękę Kowalski powinien otrzymać około 4,7 tys. zł.
Premie i nakręcająca się spirala
Skąd taki wystrzał? Według ekonomisty ING, w końcówce tego roku firmy będą wypłacały hojniejsze premie.
- Mamy duży skok cen węgla i barbórki górników będą tym razem dużo wyższe. Podobnie jest w branży energetycznej. Ponadto dla części lepiej zarabiających pracowników od stycznia Polski Ład będzie oznaczał wyższe podatki. Tym samym część dodatków, premii i tego typu wypłat będzie przeniesiona na grudzień - wskazuje Rafał Benecki.
Monika Kurtek dodaje do tego jeszcze kwestię rosnących oczekiwań płacowych wynikających m.in. z wysokiej inflacji. Ostrzega, że spirala cenowo-płacowa powinna przybierać na sile także w kolejnych miesiącach przyszłego roku.
Na przestrzeni ostatnich dziesięciu lat w grudniu poziom wynagrodzeń był około 10 proc. wyższy niż w pozostałych miesiącach danego roku. Jedną z prawidłowości jest też to, że zawsze w styczniu obserwujemy dość drastyczny spadek. Nie inaczej powinno być tym razem.
Co z płacami w 2022 roku?
Przez większą część przyszłego roku GUS raczej nie przebije danych z grudnia, ale ogółem utrzyma się tendencja wzrostu zarobków.
- Spodziewamy się, że wysokie tempo wzrostu wynagrodzeń utrzyma się w najbliższych miesiącach. Wynik za cały 2022 rok powinien przekroczyć 8 proc. - wskazuje Marcin Klucznik, analityk Polskiego Instytutu Ekonomicznego (PIE).
Ostrzega jednak, że skutkiem ubocznym szybkiego wzrostu wynagrodzeń będzie dalszy wzrost cen. To ma być szczególnie widoczne w usługach.
Ekonomiści bankowi spodziewają się jeszcze większych podwyżek płac. Monika Kurtek z Banku Pocztowego mówi o dynamice rzędu 9,2 proc. Zastrzega jednak, że jest to raczej wariant minimum. Dopuszcza możliwość negatywnego zaskoczenia silniejszym wzrostem cen, niż zakłada się obecnie, co będzie mieć przełożenie na wynagrodzenia.
Te prognozy przebija główny ekonomistka Credit Agricole Jakub Borowski, który po piątkowych danych szacuje podwyżki w 2022 roku na około 10 proc. Także dwucyfrowy, ale jeszcze szybszy wzrost przewiduje główny ekonomista ING. Typuje wynik średnioroczny na poziomie 11-12 proc.
Rafał Benecki przyznaje, że mimo różnych obaw na początku pandemii, teraz okazuje się, że ma ona pośrednio pozytywny wpływ na płace. Zastrzega jednak, że realnie (porównując wzrost zarobków ze wzrostem cen) jest gorzej.
Firmy deklarują podwyżki
Prognozy ekonomistów znajdują potwierdzenie w opiniach samych przedsiębiorstw. Najnowszy raport Grant Thornton pokazuje, że 59 proc. średnich i dużych przedsiębiorstw w Polsce planuje w 2022 roku dać pracownikom podwyżki. To najwyższy wynik w 13-letniej historii badania.
Co więcej, żadna z ankietowanych firm nie zakłada obniżek płac. A w ostatnich latach tego typu zapowiedzi padały w przypadku 6-8 proc. badanych.
Dotychczas wyniki badań były dość mocno skorelowane z dynamiką wzrostu płac. Jeśli tak będzie też w 2022 roku, podwyżki rok do roku mogą sięgnąć nawet 13 proc.
- Rynek pracy w Polsce w ostatnim czasie rozgrzany jest do czerwoności. Pracodawcy chcą się rozwijać i zatrudniać nowych pracowników, jednak mierzą się z silnym niedoborem rąk do pracy. Zmuszeni są więc podnosić pensje - tłumaczy Monika Smulewicz, ekspertka Grant Thornton.
- Trend ten zarysował się już w 2021 roku, a nasze badanie sugeruje, że w przyszłym roku będzie on nadal silny lub nawet się wzmocni - ocenia.