Według najnowszych wtorkowych danych na kwarantannie przebywa ponad 212 tys. Polaków, a ponad 33 tys. objętych jest nadzorem epidemiologicznym. Jeszcze w poniedziałek na kwarantannie przebywało 250 tys. osób w Polsce, ale w piątek informowano, że odizolowanych jest 188 tys.
Zdaniem ekspertów te liczby będą rosnąć. A wzrost liczby Polaków objętych kwarantanną może pociągać za sobą skutki ekonomiczne. Pół biedy, jeśli izolacja dotyczy pracowników biurowych, którzy mogą wykonywać swoją pracę zdalnie. W gorszej sytuacji są np. produkcja czy usługi.
- Wzrost liczby osób na kwarantannie jest problemem dla pracodawców, którym po prostu ubywa pracowników. Jeżeli pracodawcy ubywa np. 20 osób z linii produkcyjnej, to nie zawsze może ją zatrzymać, musi szybko znaleźć zastępstwo. Dla pracodawcy oznacza to większe koszty, ponieważ musi pozyskać nowych pracowników, którzy zastąpią nieobecnych - ocenia Monika Fedorczuk z Konfederacji Lewiatan.
250 tys. to 1,5 proc. osób pracujących w Polsce. Trzeba jednak uwzględnić, że przeciętnie pracuje 55 proc. społeczeństwa, więc część przebywających na kwarantannie nie jest aktywna zawodowo (np. emeryci). Ponadto część Polaków na kwarantannie wykonuje pracę zdalnie.
– Okazuje się więc, że odsetek niepracujących jest dużo niższy niż 1,5 proc. Zakładamy, że faktycznie pracy nie świadczy jakieś 60 tys. osób na kwarantannie. Jest to 0,4 proc. osób pracujących w Polsce. Rzecz w tym, że ta liczba będzie dalej mocno rosła – ocenia w rozmowie z money.pl Rafał Benecki, główny ekonomista ING Banku Śląskiego.
W rozmowie z Wirtualną Polską prof. Paweł Ptaszyński z Centralnego Szpitala Klinicznego Uniwersytetu Medycznego w Łodzi ocenił, że na pewno w najbliższym czasie wzrośnie liczba zakażeń, więc w sposób wtórny wrośnie liczba osób w kwarantannie.
Pod koniec września Jakub Borowski, główny ekonomista Credit Agricole, w rozmowie z PAP Biznes, ocenił, że możliwy silny wzrost liczby osób objętych kwarantanną jest istotnym czynnikiem ryzyka dla gospodarki. Każda zakażona osoba przekłada się na obowiązek kwarantanny dla wielu innych, a w przypadku pracowników, którzy nie mogą pracować zdalnie, oznacza to zwolnienia chorobowe. A to z kolei przekłada się negatywnie na konsumpcję i nastroje przedsiębiorców.
Zdaniem Rafała Beneckiego obecna sytuacja jest problemem dla pracodawców, jednak do pewnego momentu firmy będą korzystać z dotychczas zgromadzonych środków z tarczy finansowej.
– Widzimy w danych o depozytach, że spora część przedsiębiorstw zasiliła się tymi środkami i odłożyła je na gorszy czas. I teraz właśnie przyszedł ten gorszy czas – mówi Rafał Benecki. – Jak te środki się wyczerpią, to wtedy będzie to miało bardziej drastyczny wpływ na gospodarkę. I wtedy mogą się pojawić firmy, które będą zmuszone ciąć zatrudnienie – dodaje.
Rośnie liczba szkół, które przechodzą na nauczanie zdalne lub hybrydowe. Z jednej strony takie działanie pozwala ograniczyć liczbę zachorowań i skutki epidemii. Z drugiej - wzrasta też liczba rodziców, którzy muszą zostać w domu z dziećmi. Jeśli zaś rodzice nie mogą pracować zdalnie, dla pracodawców oznacza to wzrost liczby osób, które nie świadczą pracy.
Pełzający lockdown
Druga fala epidemii nie spowodowała na razie dużych zmian w aktywności Polaków. Mobilność mierzona przez Google jest wprawdzie mniejsza, jednak spada wolno. Na mobilność może wpływać szereg czynników, np. liczba osób w kwarantannie, jak i strach przed zarażeniem.
- Mamy 9-krotnie więcej przypadków niż wiosną, a mobilność pogorszyła się o 1/8 tego, co obserwowaliśmy w podczas lockdownu w drugim kwartale. To pokazuje, że druga fala będzie miała mniejsze skutki gospodarcze niż pierwsza – ocenia Rafał Benecki.
- Samoograniczenie się po stronie wydatków i mobilności jest istotnie mniejsze niż w drugim kwartale 2020. Dlatego tak ważne jest, czy będzie administracyjny lockdown. Bo wtedy te skutki gospodarcze będą bardzo drastyczne – dodaje.
Zdaniem ekonomisty ING, wpływ drugiej fali na aktywność gospodarczą będzie bolesny, ale jednak zdecydowanie mniejszy niż w drugim kwartale. Dotychczas zakładaliśmy, że spadek PKB w czwartym kwartale wyniesie ok. 1/3 – 1/6 tego, co obserwowaliśmy w drugim kwartale. Na razie trzymamy się tych prognoz.
- My raczej zakładamy scenariusz "pełzającego lockdownu”, czyli dokładanie czerwonych powiatów, stopniowe ograniczanie liczby dzieci w szkołach – ocenia.