Jak widać na mapie poniżej, na tle innych europejskich krajów wcale nie wypadamy blado. Szkoda, bo ciemniejszy kolor oznacza wyższą cenę prądu dla gospodarstw domowych. A to dane jeszcze sprzed tegorocznej podwyżki, bo dotyczą drugiego półrocza 2019 roku.
Ceny na mapie są wyrażone w standardzie siły nabywczej (PPS), czyli umownej walucie wykorzystywanej do przedstawiania realnego poziomu cen. Dzięki temu można je porównywać między krajami. Dla przykładu cena prądu w euro wyniosła w Niemczech 28,7, a w Polsce zaledwie 13,8 za sto kilowatogodzin, co sugeruje, że w Polsce jest dużo taniej. Natomiast w standardzie siły nabywczej w Niemczech jest to 26,8, a w Polsce 23,6, co lepiej oddaje faktyczną sytuację gospodarstw domowych.
Jeżeli weźmiemy pod uwagę tylko ceny w euro, jesteśmy nisko w rankingu Eurostatu, bo na 25 pozycji na 31 państw. Jeżeli natomiast porównamy ceny w standardzie siły nabywczej, jesteśmy już na 9 miejscu. Widać więc, że na tle innych europejskich krajów polskie gospodarstwa domowe już przed podwyżką płaciły za energię dużo. Drożej było m.in. w Niemczech, Rumunii, Czechach czy państwach Półwyspu Iberyjskiego. Najtaniej było natomiast w Norwegii, Islandii, Finlandii oraz Luksemburgu.
Trzeba jednak przyznać, że w okresie, którego dotyczy zestawienie, czyli w drugiej połowie 2019 roku, prąd w Polsce nie podrożał. W porównaniu z analogicznym półroczem 2018 roku był nawet tańszy o 1,4 proc. To nie dziwi, gdyż ceny energii były wtedy zamrożone, a polski rząd wypłacał rekompensaty firmom energetycznym, aby nie przerzucały rosnących kosztów na odbiorców.
Rekordzistami w kwestii podwyżek były Czechy, Litwa i Holandia, gdzie energia elektryczna dla gospodarstw domowych zdrożała o kilkanaście, a w Holandii prawie o 20 proc. Jednak w kolejnym zestawieniu Eurostatu to Polska może znaleźć się w gronie państw z najwyższymi podwyżkami.
O ile zdrożał prąd?
Na początku roku kontrolowani przez państwo sprzedawcy: Enea, Energa, PGE oraz Tauron podnieśli ceny prądu o około 12 proc. Na przełomie roku wnioski w tej sprawie zatwierdził Urząd Regulacji Energetyki (URE). Wyższe stawki wprowadziła też firma Innogy, która sama ustala cennik.
Za sto kilowatogodzin odbiorcy Enei, Energi, PGE, Tauronu oraz Innogy płacą więcej o odpowiednio: 5,91 zł, 5,90 zł, 5,85 zł, 5,99 zł oraz 5,33 zł, wliczając w to podatek VAT. W grupie taryfowej G11, z której korzystają gospodarstwa domowe, średnie roczne zużycie w 2018 roku wyniosło 2375 kilowatogodzin, wynika z danych GUS.
Dla takiego zużycia roczny wzrost cen prądu wynosi około 140 zł w przypadku, jeżeli korzystamy z dostawców z urzędu. Natomiast jeżeli wybraliśmy Innogy, wzrost ceny jest nieco mniejszy i wynosi 126 zł. Jednak Innogy przed podwyżką miało wyższą stawkę. To jednak nie wszystko. Obliczenia dotyczą jedynie opłaty za sprzedaż, nie uwzględniają opłat za dystrybucję prądu, które wzrosły o kilka procent.
Zobacz też: Rekompensaty za prąd to "kupowanie głosów". Obdarowani mogą zgrzytać zębami, bo nie to im obiecano
Rząd obiecywał, że część pieniędzy wróci do gospodarstw domowych w formie rekompensat, na co planował przeznaczyć 2,4 mld zł. Z powodu pandemii ten plan stoi jednak pod dużym znakiem zapytania. W ubiegłym tygodniu pytany o rekompensaty wicepremier Jacek Sasin powiedział, że w grę wchodzą dwa scenariusze: obniżenie wysokości wypłat lub całkowita rezygnacja z nich.
Rekompensaty przysługiwać miały osobom mieszczącym się w pierwszym progu podatkowym, czyli takim, które zarabiają brutto maksymalnie ok. 7 tys. złotych miesięcznie. Projekt ustawy przewidywał cztery stawki ryczałtu w zależności od zużycia energii. Kwoty na wniosek odbiorców miały być odejmowane od rachunków za prąd w 2021 roku.
Planowane stawki rekompensat na rok
Jednak te pieniądze prawdopodobnie nie trafią do kieszeni Polaków. Tymczasem możliwe są kolejne podwyżki. Wszyscy czterej sprzedawcy złożyli bowiem do URE wnioski o nowe plany taryfowe dla gospodarstw domowych. Zrobili to jeszcze przed kryzysem wywołanym epidemią. Stawki PGE i Enei były ważne do końca marca, więc spółki wystąpiły o zatwierdzenie nowych. Natomiast aktualne taryfy Energi i Tauronu są ważne do końca roku. Jednak firmy energetyczne mogą wnioskować o zmianę taryfy zawsze wtedy, gdy uznają to za uzasadnione sytuacją na rynku. Oczywiście URE nie musi zgodzić się na zmianę, szczególnie jeżeli weźmie pod uwagę, że gospodarstwa domowe prawdopodobnie pożegnają się z rekompensatami.
Dlaczego tak drogo?
Jedną z głównych przyczyn podwyżek w Polsce był wzrost cen uprawnień do emisji dwutlenku węgla. W polityce energetycznej Unia Europejska bierze bowiem pod uwagę wpływ wytwarzania energii na środowisko.
- W Polsce około 80 proc. energii powstaje z węgla kamiennego i brunatnego, który jest najbardziej emisyjny. Doliczany jest więc podatek, który ponosi ceny energii dla finalnych odbiorców. Dopóki jesteśmy uzależnieni od węgla, ceny będą wysokie – mówi Marcin Roszkowski, ekonomista z Instytutu Jagiellońskiego.
- Po drugie, nasz system od lat był niedoinwestowany, więc spółki teraz wydają pieniądze na inwestycje i to też odbija się w taryfach – dodaje.
Przy wytwarzaniu jednej megawatogodziny (1000 kilowatogodzin) elektrownia węglowa produkuje około tony dwutlenku węgla. Uprawnienia do emisji w UE kosztują obecnie około 19 euro za tonę. Tyle trzeba więc doliczyć do ceny jednej megawatogodziny.
Jednak w ostatnim czasie ceny uprawnień do emisji spadły. W sierpniu ubiegłego roku uprawnienia kosztowały 30 euro za tonę, a w lutym tego roku 25 euro. Obecnie, z powodu epidemii koronawirusa i spadku zapotrzebowania na prąd, jest to nieco poniżej 20 euro. To kolejny argument dla URE, żeby nie zatwierdzać wyższych taryf.
Średnia cena prądu
Średnia cena prądu dla gospodarstw domowych wynosiła w lutym 62 zł za sto kilowatogodzin, wynika z danych portalu cena-pradu.pl. Około 40 proc. z tej ceny to opłaty za dystrybucję. Warto więc pamiętać, że faktura za prąd obejmuje nie tylko opłaty należne sprzedawcy energii, ale również dystrybutorowi. To może, lecz nie musi być ta sama firma. O ile sprzedawcę można zmienić, zmiana dystrybutora nie jest możliwa. Niektórzy sprzedawcy wolnorynkowi oferują niższe ceny, ale wymagają dodatkowych opłat, np. opłaty handlowej.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz newsa, zdjęcie, filmik? Wyślij go nam na #dziejesie