Szybki rzut oka na dane resortu finansów pozwala zauważyć wiele prawidłowości. Najnowszy raport, który ministerstwo przygotowało na podstawie rozliczeń podatkowych z ubiegłego roku, wskazał m.in., jak niewiele w oczach fiskusa trzeba, by stać się zamożnym.
W money.pl opisywaliśmy również, jak dane statystyczne mają się do rzeczywistości i że 5 tys. zł średniej pensji według GUS-u to dla zdecydowanej większości Polaków tylko marzenie. Zauważaliśmy również, jak przez ostatnią dekadę doszło do "rozpadu małżeństwa".
Z tego samego raportu można wysnuć jeszcze jeden wniosek - coraz więcej z nas decyduje się na optymalizację podatkową i "ucieka" na podatek liniowy. Mowa oczywiście o przedsiębiorcach, w tym samozatrudnionych.
Na czym polega podatek liniowy? W skrócie: stawka wynosi zawsze 19 proc. Niezależnie od osiąganych dochodów. To może być kuszące w porównaniu z rozliczeniem na zasadach ogólnych, gdzie dochody do 85 528 zł rocznie objęte są stawką 17 proc., ale już powyżej - 32 proc. Przy podatku liniowym nie można też rozliczać się ze współmałżonkiem ani odliczać ulg - na dziecko, na internet czy na darowizny.
Jeszcze 10 lat temu korzystali z niego nieliczni. Dane resortu finansów mówiły o około 390 tys. osób w 2010 roku. Te najnowsze pokazują już ponad 700 tys. liniowców. Tempo przyrostu wyraźnie przyspieszyło w ostatnich latach. Z ok. 4 proc. w latach 2010-2013 zrobiło się prawie 12 proc. w latach 2018-2019.
Z czego wynika wzrost? - Przyczyna jest dość prosta - mówi money.pl dr Jakub Sawulski, kierownik zespołu makroekonomii w Polskim Instytucie Ekonomicznym.
Liniowy opłaca się bogatszym
- Podatek liniowy opłaca się tym bardziej, im wyższy dochód osiągamy - dodaje. To znaczy, że Polacy po prostu zarabiają coraz więcej i szukają sposobu, by płacić możliwie jak najniższe podatki.
Wzrost liczby liniowców nie powinien więc dziwić. Szczególnie, że od 10 lat nie drgnął próg podatkowy, a pensje w tym czasie wzrosły o prawie 70 proc. Według danych ZUS-u średnie wynagrodzenie w 2010 roku wynosiło nieco ponad 3200 złotych miesięcznie. Dziś jest to już ponad 5 tys. zł.
- Trudno więc winić podatników, że korzystają z dostępnej w prawie możliwości - mówi Jakub Sawulski.
Zwraca jednak uwagę, że w tej kwestii więcej do zrobienia ma państwo. I powinno załatać tego typu luki w systemie podatkowym.
- Dlaczego nazywam to luką? Bo konsekwencją takiego rozwiązania jest to, że osoby lepiej zarabiające płacą efektywnie niższe podatki i składki niż ci otrzymujący np. płacę minimalną - mówi Sawulski. Efektywnie to znaczy w relacji do zarobków, procentowo ich daniny są mniejsze niż osób zarabiających najmniej, choć w kwotach mogą być wysokie. Według danych ministerstwa w przypadku najbogatszych podatki i składki to około 20 proc. ich wynagrodzenia, dla najgorzej zarabiających to blisko 40 proc. To tzw. klin podatkowy - czyli różnica między tym, ile dana osoba dostaje na rękę, a ile faktycznie kosztuje jej praca.
Zdaniem Jakuba Sawulskiego jest jeszcze jedna przyczyna wzrostu liczby liniowców. - To skala fikcyjnego samozatrudnienia w gospodarce. Według naszych szacunków dotyczy to 150-200 tys. osób - mówi.
Wielu pracowników o wysokich dochodach decyduje się założyć działalność w celu optymalizacji podatkowej. Dzięki temu płacą ryczałtowe składki na ZUS oraz niższy podatek niż na etacie. Przy ich dochodach łatwo przekroczyliby próg 85 tys. zł rocznie i musieli oddawać 32 proc. pensji. A tak płacą stawkę 19 proc.
Dr Sawulski nie chce spekulować, jakie plany może mieć Ministerstwo Finansów. - Moim zdaniem należałoby jednak iść w kierunku zmniejszenia klina podatkowego dla osób o najniższych dochodach - twierdzi. - Oczywiście to trzeba z czegoś sfinansować. Być może rozwiązaniem byłoby właśnie załatanie wspomnianych przeze mnie luk w prawie - puentuje.
Resort pragnie "resetu"
Minister finansów we wtorek sam zdradził, że właśnie w tym kierunku zamierza iść.
- W Polsce mamy niestety tak ustawiony system, że procentowo to biedniejsi, ci, co mniej zarabiają, płacą więcej podatków niż bogaci. I tutaj będzie taki troszeczkę reset. Ci, co zarabiają mniej, będą mniej podatku płacić procentowo, a ci, co więcej zarabiają, to będą więcej płacić – mówił Tadeusz Kościński w Polskim Radiu.
Otoczenie ministra, jak i cały obóz rządzący, o szczegółach mówić nie chce. Wszystko trzymane jest w tajemnicy, a jedynym pomysłem, który wyciekł do mediów, jest plan podniesienia kwoty wolnej od podatku.
Jak pisaliśmy już w money.pl, na tym rozwiązaniu skorzystają przede wszystkim najmniej zarabiający. Ale to tylko jedna strona medalu. Jak resort chce sprawić, by bogatsi płacili więcej? Co miał na myśli Kościński? - Minister wskazał, że system podatkowy powinien być bardziej sprawiedliwy. Szczegóły proponowanych rozwiązań zostaną upublicznione po prezentacji Nowego Polskiego Ładu - informuje money.pl resort.
W miniony weekend pisaliśmy jednak o sondażu, który wśród Polaków przeprowadził "Super Express". Wynikało z niego, że większość z nas popierałaby wprowadzenie stawki PIT 50 proc. dla osób najlepiej zarabiających.
Z drugiej strony są ekonomiści, którzy postulują rozszerzenie podatku liniowego. Prof. Adam Mariański apelował w money.pl, by objąć nim również osoby pracujące, a nie tylko przedsiębiorców.