W najbliższy czwartek ponownie zbierze się sejmowa podkomisja nadzwyczajna zajmująca się kredytami frankowymi. W 2018 roku obradowała tylko dwa razy. Teraz pracę zaczyna już z początkiem roku.
Kredytobiorcy frankowi nie powinni mieć wątpliwości skąd to przyspieszenie. Przed nami maraton wyborczy, a w Polsce trudno o wskazanie grupy, która usłyszała na wiecach więcej obietnic niż właśnie frankowicze.
Powrót do tematu zwiastowało spotkanie zastępcy szefa Kancelarii Prezydenta Pawła Muchy, szefa Komitetu Stałego Rady Ministrów Jacka Sasina i szefa podkomisji frankowej Tadeusza Cymańskiego, które odbyło się 7 grudnia. Tuż po nim przedstawiciel Andrzeja Dudy jasno dał do zrozumienia, że głowa państwa liczy na przyspieszenie prac nad swoimi propozycjami. W Sejmie rzeczywiście już od 2016 r i 2017 r. leżą w zamrażarce dwa projekty Andrzeja Dudy - pomoc frankowiczom była jednym z główych haseł wyborczych, z jakimi występował w kampanii obecny prezydent.
Jednak zamrożonych projektów ustaw frankowych jest więcej. W Sejmie leżą aż cztery, ale nie ma wątpliwości, że tylko jeden ma szansę na to, by trafić pod głosowanie. Jest to ostatni projekt prezydencki z 2017 r. Tylko on ma poparcie rządu.
"Gdyby prezydent ujawnił plany..."
Problem w tym, że zakłada on jedynie nowelizację ustawy z 2015 roku (przegłosowanej w poprzedniej kadencji, za czasu rządów PO-PSL) o wsparciu wszystkich osób z kredytem mieszkaniowym, które znalazły się w trudnej sytuacji finansowej.. Projekt nowelizacji nawet nie przypomina wiecowych obietnic.
- Jedynie projekt Kukiz’15, zrównujący kredyty frankowe ze złotówkowymi, rozwiązuje ten problem. Ale oczywiście banki nie chcą o tym słyszeć, bo na tych kredytach bardzo dobrze zarabiają - mówi Arkadiusz Szcześniak. Jak przewiduje, po tym, jak rząd przyjmie projekt nowelizacji, zapewne Andrzej Duda mówić będzie o spełnieniu obietnicy. Jednak w żadnym wypadku nie będzie to wywiązaniem się ze słów z kampanii prezydenckiej.
Przeczytaj także: Kredyty nie podrożeją, a banki stać na zmiany proponowane przez resort sprawiedliwości. ZBP: To jakieś nieporozumienie
- Gdyby prezydent mówił wtedy, że dążyć będzie do nowelizacji ustawy stworzonej przez PO, to otrzymałby dużo mniej głosów. To ważne, bo przecież różnica między kandydatami nie była wielka - dodaje.
Dlatego wszyscy głosujący na głowę państwa i zadłużeni we frankach mogą czuć się zawiedzeni. Jest jeszcze jedna kwestia. Jak podkreśla twórca Stowarzyszenia Stop Bankowemu Bezprawiu, najsmutniejsze jest to, że dla polityków zyski banków są ważniejsze od spełnienia obietnic i rozwiązaniu problemu kredytobiorców.
- Tylko 3 największe banki: mBank, Milenium, PKO BP, zarobiły podczas kadencji PiS 15 mld zł - mówi Szcześniak. Jednak podkreśla, że jego stowarzyszenie nie obwinia tu tylko obecnego rządu.
Pozorowane działania polityków
W ocenie SBB wszystkie działania polityków odnośnie frankowiczów od zawsze były pozorowane. Nigdy nie skutkowały znaczącą zmianą dla kredytobiorców. Nawet ustawa z 2011 r., zwana antyspreadową, pogorszyła sytuację, zamiast ją poprawić.
Przeczytaj także: Frankowiczka kontra bank 1:0. Umowa unieważniona. Co z innymi?
- Kolejne prace ruszyły przed wyborami w 2015 r. Jak się potem tłumaczyli politycy PO i PSL, tylko ze względu na brak kolejnego terminu posiedzenia Sejmu nie przegłosowano tej ustawy. Pozostawię to bez komentarza - mówi Szcześniak.
Obietnice były bardzo zdecydowane, ale...
Potem pojawiły się już bardzo zdecydowane obietnice Andrzeja Dudy. Jak zaznacza nasz rozmówca, PiS dodatkowo wzmacniało ten przekaz, deklarując pełne poparcie dla tego projektu.
- Niestety Andrzej Duda nie dotrzymał obietnicy złożonej frankowiczom. Po objęciu stanowiska miał w ciągu 3 miesięcy złożyć projekt ustawy zamykający całą sprawę i zrównujący kredyty frankowe ze złotówkowymi - mówi Szcześniak.
Pierwszy projekt prezydent złożył po roku i dotyczył tylko wycinka problemu. On zresztą też jest zamrożony. Kolejny projekt to ten z 2017 roku.
Mimo kolejnych niespełnianych obietnic przedstawiciele frankowiczów przyjdą na pierwsze w tym roku posiedzenie komisji frankowej. - Dostaliśmy zapewnienie, że będziemy mogli przedstawić 15-minutową prezentację. Na pewno będziemy mówić o dokumentach KNF, które opiniują wszystkie omawiane na komisji projekty. KNF do niedawna twierdziła jeszcze, że ich autorem jest biegły rewident, a opiniowały je renomowane firmy audytorskie. Dopiero niedawno przyznali się, że jednak tak nie było - mówi Szcześniak.
Ile by to kosztowało?
Czego dotyczą wątpliwości SBB? Jak szacuje organizacja, roczne przychody banków z tytułu rat kredytów frankowych są na poziomie 2,5 mld zł. Tymczasem KNF wylicza skutki zmian ustawowych sumując wszystkie lata i prezentując je jako roczne koszty banków.
- To niedopuszczalna sztuczka księgowa - mówi prezes SBB. Dlatego właśnie jeszcze przed spotkaniem komisji Stowarzyszenie Stop Bankowemu Bezprawiu skierowało pismo do przewodniczącego komisji rozpatrującej 4 projekty ustaw. Jesteśmy pierwszą redakcją, która je otrzymała.
Organizacja wnioskuje w nim o ponowne przeliczenie skutków ustaw dla polskiego społeczeństwa i gospodarki. Uzasadnia to faktem, iż w ciągu ostatnich trzech lat zmieniła się liczba czynnych umów. Co więcej, dwa banki posiadające znaczną liczbę tych kredytów zamknęły swoją działalność w Polsce (BPH, Deutsche Bank Polska).
SBB zwraca również uwagę na to, że - jak stwierdziła sama KNF - poprzednie analizy były wykonane bez udziału ekspertów uprawnionych do oceny skutków księgowych zmian wynikających z ustaw.
SBB przypomina też, że obie propozycje przedstawione przez prezydenta w żaden sposób nie rozwiążą problemu "osób uwikłanych w toksyczne instrumenty finansowe, nazywane kredytami frankowymi".
- Przede wszystkim nie dotyczą one osób, którym bank wypowiedział umowę, a będących w najtrudniejszej sytuacji - konkluduje Szcześniak.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl