Uroczystości rocznicy podpisania Traktatów Rzymskich nie były wolne od atmosfery przygnębienia i jest to uczucie przenikające cały kontynent, przynajmniej w odniesieniu do "Idei Europy", pisze komentatorka "Washington Post" Anne Applebaum.
Autorka sugeruje, że w istocie nie ma powodów do rozczarowania, tylko oczekiwania wobec UE są zbyt duże. Przytacza wyniki sondażu, wskazujące, że 56 proc. mieszkańców Unii Europejskiej uważa, iż nie reprezentuje ona zwykłych ludzi, a 44 proc. mieszkańców najludniejszych państw członkowskich ocenia, że żyje im się gorzej od czasu przystąpienia ich kraju do UE.
_ "Gdyby Unia Europejska obiecywała tylko, powiedzmy, przepisy antytrustowe czy sporadyczne wykonanie 'Ody do radości', może mieszkańcy nie uważaliby projektu unijnego za tak rozczarowujący. Jeśli w ciągu najbliższych 50 lat przywódcy unijni po cichu zrezygnują z Idei, pozostawiając podobne sprawy krajowym politykom i filozofom, może setna rocznica w 2057 roku będzie bardziej optymistyczna", uważa Applebaum. _"To rozczarowanie zadziwia, gdyż obiektywnie rzecz biorąc w Unii Europejskiej żyje się bezspornie lepiej", czytamy. Autorka przypomina, że 50 lat temu znaczna część Berlina była jeszcze w ruinach, w Wielkiej Brytanii dopiero zlikwidowano racjonowanie żywności, a "we wschodniej połowie kontynentu panowały przestępcze, niekompetentne dyktatury".
Szukając wyjaśnienia dla uczucia przygnębienia w UE Applebaum podkreśla, że po części są mu winne rządy narodowe. "Unia Europejska ma obecnie wyjątkowo słaby zestaw przywódców narodowych", ocenia, wymieniając osłabionego przez skandale i wojnę w Iraku premiera W. Brytanii Tony'ego Blaira, "niepopularnego i nieskutecznego" prezydenta Francji Jacques'a Chiraca, a także kanclerz Niemiec Angelę Merkel i "wiele państw Europy Środkowowschodniej, które mają niestabilne koalicje i minimalne poparcie społeczne".
"Istotna część problemu bierze się jednak z języka samej Deklaracji Berlińskiej, a przede wszystkim z 'Idei Europy'. 50 lat od swego powstania Unia Europejska stworzyła dużo: strefę wolnego handlu, wspólną walutę i wiele wspólnych przepisów. Nie stworzyła jednak na razie niczego, co przypominałoby +Ideę+ czy choćby poczucie wspólnego przeznaczenia" - czytamy.
Zdaniem autorki nie ma w tym nic dziwnego, bo kontynent jest wciąż podzielony kulturowo, a zwłaszcza językowo. "Tej różnorodności Europa zawdzięcza też swoją siłę i swój urok. Z tego powodu nie ma jednak wspólnych mediów ani wspólnej debaty politycznej, a przez to brak zgody co do tego, czym powinna być wspominana 'Idea'" - pisze Applebaum.
Jak ocenia, "większość Niemców wie dużo więcej o polityce amerykańskiej niż o polityce sąsiednich Czech. Generalnie mieszkańcy wciąż czują większą lojalność, a przynajmniej zainteresowanie, wobec samodzielnie wybieranych przywódców niż wobec unijnych biurokratów, których nawet nie znają z nazwiska - i słusznie".