Posłowie potrafią bez cienia refleksji uchwalić nawet najgłupsze i najbardziej bezsensowne projekty prawne. Często nawet nie wiedzą, o co chodzi w projekcie, który jest głosowany.
O tym, że prawo w Polsce jest kulawe wie każdy. Teraz już wiadomo dlaczego. Money.pl znalazł dowód, że posłowie są gotowi zaakceptować każdą bzdurę. Po prostu nie wiedzą nad czym głosują.
Ostatnio udowodnił to marszałek sejmu Marek Jurek, który posunął się nawet do manipulacji w stenogramie obrad, żeby ukryć swój błąd
Kiedy umarł generał?
W piątek parlamentarzyści zgodnie przyjęli przez aklamację uchwałę ku czci generała Tadeusza "Bora" Komorowskiego z okazji jego 60. rocznicy śmierci. Problem w tym, że generał zmarł 20 lat później niż zdawało się parlamentarzystom. Właśnie mija 40. rocznica jego odejścia.
Ani marszałek Sejmu, który odczytał uroczystą deklarację, ani żaden z posłów, w tym wnuk generała - parlamentarzysta PO Bronisław Komorowski - nie zauważyli tego błędu.
Gdy w końcu Markowi Jurkowi ktoś podpowiedział, że popełnił błąd, ten nawet nie zająknął się o tym posłom. Nie padło sprostowanie z trybuny sejmowej. Zamiast tego zmanipulowano stenogram z obrad. Po prostu pozmieniano cyfry na właściwe.
"Taka zmiana bez poinformowania posłów nie powinna mieć miejsca" - ocenia były marszałek Sejmu Marek Borowski.
Rzecznik marszałka Sejmu nie widzi problemu w całej sytuacji. "Był błąd co do rocznicy śmierci, a więc w stenogramie naprawiono pomyłkę" - przekonuje Szymon Ruman. Jego zdaniem nie ma nic niestosownego w tym, że marszałek nie poinformował posłów o błędzie tylko naprawił pomyłkę na własną rękę zmieniając brzmienie stenogramu.
"Przyjęcie takiej uchwały kompromituje wszystkich posłów, którzy ją poparli. To pokazuje jedno, jak bezrefleksyjnie w tym młynie pracujemy. To był drobny błąd, ale w ten sam sposób mogą zostać zaakceptowane przez większość znacznie poważniejsze pomyłki" - bije się w piersi szef klubu parlamentarnego SLD Jerzy Szmajdziński.
Nie wiedzą nad czym głosują
Posłowie tak naprawdę nie mają pojęcia, nad czym głosują. Szczegółową wiedzę na temat poszczególnych ustaw w każdej partii ma zaledwie kilku parlamentarzystów.
Dlatego w trakcie głosowań osoba prowadzącą dany projekt siada w pierwszym rzędzie ław poselskich obok lidera partyjnego i gdy marszałek pyta kto jest "za”, kto jest "przeciw”, a kto się "wstrzyma" podnosi wysoko rękę przy odpowiednim pytaniu. Widząc taki sygnał posłowie karnie naciskali odpowiednie przyciski maszynkach do głosowania.
Ten system miał jednak pewne wady. Lider czasem mógł zawieść. Podczas głosowania nad wprowadzeniem tzw. "urlopów tacierzyńskich” (ojcowie mogą wziąć część urlopu macierzyńskiego i zająć się niemowlakiem) posłanka SLD Katarzyna Piekarska zagadała się Leszkiem Millerem i za późno podniosła rękę. W efekcie cały klub zamiast poprzeć projekt zagłosował przeciwko popieranej przez siebie ustawie. I akt legislacyjny trafił do kosza, a ustawę trzeba było od początku zgłaszać do laski marszałkowskiej.
Ta wpadka spowodowała, że część klubów parlamentarnych wprowadziła dodatkowo tzw. "ściągi”. Każdy poseł przed wejściem na salę dostaje od swojej partii dokładną instrukcje, w której przedstawiona jest kolejność głosowa i wyraźnie jest zaznaczone, kiedy jaki przycisk nacisnąć.
Tym razem nikt się nie zastanowił nad sensem uchwały ku czci generała "Bora” Komorowskiego. Aż strach pomyśleć, co będzie jeśli posłowie tak samo bezkrytycznie będą przyjmowali poprawki do ustawy budżetowej lub propozycji zmian podatkowych. Popełnionych błędów nie da się ukryć manipulując stenogramem obrad. A wtedy cenę za głupotę posłów zapłacimy my wszyscy.