Chiński wiceminister zdrowia Huang Hiefu przyznał 14 listopada na krajowej konferencji w sprawie transplantacji, że "większość organów pobiera się od skazańców, po wykonaniu wyroków śmierci".
Jednocześnie zapewnił, że dzieje się to za ich zgodą albo za zgodą rodzin, ale jednocześnie podkreślił, że "dystrybucja organów ludzkich powinna się odbywać pod uważną kontrolą administracji, ponieważ państwo musi wyeliminować czarny rynek organów".
Zarzuty o zarabianie na organach pobieranych od skazańców od dawna wysuwała Amnesty International. Rokrocznie w Chinach wykonuje się co najmniej 1700 wyroków śmierci, jednak wedle szacunków tej organizacji liczba ta może być nawet dziesięciokrotnie zaniżona! Amnesty International twierdzi, że w 99% wykonywanych w chińskich szpitalach przeszczepów dokonywanych jest dzięki organom pobieranym przez skazańców.
W kwietniu tego roku do zarzutów przyłączyło się Brytyjskie Towarzystwo Transplantologiczne.
Do tej pory chińskie władze zdecydowanie zaprzeczały istnieniu takiego procederu. Jednak prawda stała się zbyt trudna do ukrycia po prowokacji dziennikarskiej przeprowadzonej przez Ruperta Wingfield-Hayesa, dziennikarza brytyjskiej telewizji BBC.
Dziennikarz dopytywał się o możliwość dokonania przeszczepu wątroby w jednym ze szpitali nieopodal Pekinu. Otrzymał odpowiedź, że 1 października, w rocznicę powstania ChRL zwiększa się liczba egzekucji, na przeszczep nie będzie więc musiał czekać zbyt długo.