Wraz z irlandzkim TAK dla traktatu lizbońskiego coraz bliżej do zakończenia reformy unijnych instytucji, trwających od prawie 10 lat. Ale ratyfikację traktatu musi jeszcze dokończyć Polska i Czechy, gdzie czeka on na podpisy prezydentów. Już więc posypały się apele europejskich polityków.
Jeśli traktat wejdzie w życie zmieni się sposób podejmowania decyzji, na czele Unii Europejskiej stanie prezydent, Wspólnota będzie też miała ministra spraw zagranicznych.
Zwolennicy traktatu odetchnęli z ulgą, bo odrzucenie dokumentu przez Irlandczyków oznaczałoby, że trafiłby do kosza. A gdy obywatele Zielonej Wyspy ocalili dokument i oczy wielu zwróciły się teraz w stronę Warszawy i Pragi.
Obie stolice ponaglał między innymi szef Komisji Europejskiej Jose Barroso. _ Mam nadzieję, że procedury związane z wejściem w życie traktatu zakończą się możliwie szybko w Polsce i Czechach _ - mówił. Ten apel skierowany jest przede wszystkim do czeskiego prezydenta - podkreśla były szef Parlamentu Europejskiego Pat Cox. _ Bo prezydent Kaczyński mówił, że czeka na głos Irlandczyków, no to go ma - donośny i jasny _ - dodał Pat Cox.
Istotnie, europejscy polityce wymieniają wprawdzie Polskę i Czechy jednym tchem, ale koncentrują się głównie na czeskim prezydencie, który wiele razy krytykował traktat i nie zamierza go podpisywać. Przekonać Vaclava Klausa będą próbowali politycy ze Szwecji, kierującej teraz pracami Unii. W najbliższy czwartek do Pragi leci wiceszefowa Komisji Europejskie Margot Wallstreom, a w piątek przewodniczący Europarlamentu Jerzy Buzek.