*Komisja Europejska odwleka konkretne propozycje, jak podzielić między kraje członkowskie UE koszty walki ze zmianami klimatycznymi w krajach trzecich. *
Najbliższy szczyt w czwartek i piątek nie przyniesie w tej sprawie przełomowych decyzji.
_ - Sygnał musi nadejść dopiero wtedy, kiedy będzie wiadomo, jakie są potrzeby _ - powiedział dyrektor generalny KE ds. środowiska Karl Falkenberg. _ - Nie można rozmawiać o podziale obciążeń dopóki nie wiadomo, jakie to obciążenie będzie _ - dodał.
Falkenberg tłumaczył, że Unia Europejska chce najpierw poczekać na deklaracje światowych partnerów: USA, Japonii czy Chin w sprawie ich zobowiązań w walce z globalnym ociepleniem klimatu. Dopiero wtedy, kiedy będzie wiadomo, ile pieniędzy dołożą inni.
KE chce zacząć rozmowy między krajami UE, jak uzbierać unijną składkę na potrzebne rocznie - według szacunków unijnych ekspertów - 100 mld euro na inwestycje w krajach rozwijających się.
_ - Głównymi zasadami udziału powinny być zdolność do ponoszenia kosztów (ang. ability to pay) i odpowiedzialność za emisje. UE jest świadoma skali wymaganego wysiłku i - rozumiejąc pierwszorzędną rolę finansowania prywatnego - weźmie na siebie sprawiedliwy udział międzynarodowego wsparcia publicznego _ - głosi uzyskany przez PAP najnowszy projekt wniosków końcowych najbliższego szczytu UE.
W projekcie znajduje się jednak zastrzeżenie, że taki proponowany podział na poziomie światowym nie przesądza wewnętrznego podziału kosztów w UE, _ który ma być ustalony odpowiednio wcześniej przed konferencją w Kopenhadze _.
Tam w grudniu ma być podpisane światowe porozumienie o redukcji emisji CO2 po roku 2012 (tzw. post-Kioto). Sukces tego spotkania zależy w dużej mierze od tego, czy - i za ile - kraje rozwijające się zechcą wesprzeć wysiłki uprzemysłowionych potęg w walce ze zmianami klimatycznymi.
Na wniosek Polski, na taką niczego nierozstrzygającą formułę zgodzili się w zeszłym tygodniu w Luksemburgu ministrowie finansów _ 27 _.
ZOBACZ TAKŻE:
Minister Jacek Rostowski cieszył się, że na razie nie zapadła decyzja, by unijną składkę podzielić z uwzględnieniem emisji CO2, wysokich ze względu na węglowy charakter polskiej energetyki. Warszawa twierdzi, że zapłaciłaby w takim wariancie nieproporcjonalnie dużo - nawet do 12 proc.
Skąd w ogóle pomysł, by w mechanizmie międzynarodowym uwzględniać poziom emisji CO2? Bo dzięki temu UE ma szansę zapłacić mniej: odpowiada za 15 proc. światowych emisji, ale aż 31 proc. światowego PKB.
_ - Jest nie do przyjęcia dla Polski, a także dla innych nowych krajów członkowskich, żebyśmy stosowali w skali światowej zasadę, że bogaci pomagają biednym walczyć ze zmianami klimatycznymi, a w skali europejskiej - że biedni pomagają bogatym w pomaganiu biednym _ - argumentował Rostowski.
_ - Jeżeli najbogatszym krajom bardzo zależy na walce ze zmianami klimatycznymi, co rozumiemy, to muszą wziąć koszty tego na siebie _ - dodał. Polska utrzymuje, że przy obliczaniu składki powinien się liczyć przede wszystkim PKB na mieszkańca w danym państwie. Wskazuje, że ponosi koszty redukcji własnych emisji - bardzo wysokie jak na kraj na dorobku.
ZOBACZ TAKŻE:
Kiedy może zatem zapaść unijna decyzja o szczegółach wkładu UE i zasad podziału obciążenia między poszczególne kraje? W projekcie wniosków napisano, że ma się to stać na unijnym szczycie w październiku. Komisja Europejska ma przedstawić wszystkie propozycje, w tym finansowe, jak najszybciej, i razem z przyszłym przewodnictwem szwedzkim pilnować tempa prac w UE.
Polska obawia się, że na fali entuzjazmu rozmów w Kopenhadze zostaną podjęte zobowiązania, które potem będą nie do udźwignięcia przez kraje Europy Środkowo-Wschodniej.
Rostowski oponował w Luksemburgu przeciwko pomysłom, _ że to najbiedniejsze kraje europejskie miałyby największy wkład w pomoc dla krajów trzeciego świata _.
Faktyczny brak konkretnych decyzji w UE, ze szkodą dla światowych negocjacji klimatycznych, krytykowała wielokrotnie organizacja obrońców środowiska Greenpeace.
Dyrektor Falkenberg wskazał, że za opóźnienia odpowiedzialne są inne kraje świata. - _ Nie mamy poczucia, że kraje rozumieją wagę Kopenhagi. To wszystko jest wciąż bardzo mało konstruktywne _ - powiedział. Przyznał, że fiaskiem zakończyły się w piątek dwutygodniowe rozmowy pod auspicjami ONZ w Bonn. _ _
_ - Nie było żadnego znaczącego postępu, każdy okopuje się na swoich narodowych pozycjach _ - powiedział. Mimo to oponował przeciwko pomysłom przełożenia konferencji w Kopenhadze, np. o pół roku. - _ Znalezienie porozumienia nie jest niemożliwe _ - zapewnił.
Falkenberg powiedział, że mimo protokołu z Kioto na przykład Japonia zwiększyła swoje emisje CO2 od roku 1990 i dlatego proponuje, by redukcje w kolejnych latach liczyć od roku 2005.
Z kolei Chiny i Indie żądają od uprzemysłowionych potęg zmniejszenia emisji o 40 proc. do roku 2020, ale same nie chcą się zgodzić na żadne zobowiązania międzynarodowe. Dyrektor generalny w KE ocenił stanowisko administracji Baracka Obamy - mimo postępu w porównaniu z rządami George'a W. Busha - jako _ mało ambitne _.
_ - Administracja amerykańska pracuje nad środkami na szczeblu krajowym i jest im trudno zobowiązywać się do czegoś na poziomie światowym. Nie jest jednak pewne, że przyjmą środki krajowe przed Kopenhagą _ - powiedział. Tak czy owak z zapowiedzi Obamy wynika, że w 2020 roku USA co najwyżej wrócą do poziomu emisji z 1990 r.
| G8 znajdzie rozwiązanie? |
| --- |
| Sama UE przyjęła plan redukcji swoich emisji CO2 o 20 proc. do roku 2020 w porównaniu z rokiem 1990, ale jest gotowa do cięć nawet o 30 proc., jeśli inne uprzemysłowione kraje zdobędą się na porównywalny wysiłek. Nadzieję na przełamanie impasu UE wiąże ze szczytem ośmiu najbogatszych krajów świata i Rosji (G8) w lipcu we Włoszech. |