Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na

KRRiTV: To była niezamierzona niezręczność

0
Podziel się:

Niezamierzona niezręczność, brak zaufania do niektórych mediów - tak członkowie nowo wybranej Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji komentują fakt, że umowa stabilizacyjna została parafowana w obecności przedstawicieli tylko trzech mediów - Telewizji "Trwam", "Radia Maryja" i "Naszego Dziennika".

Niezamierzona niezręczność, brak zaufania do niektórych mediów - tak członkowie nowo wybranej Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji komentują fakt, że umowa stabilizacyjna została parafowana w obecności przedstawicieli tylko trzech mediów - Telewizji "Trwam", "Radia Maryja" i "Naszego Dziennika".

Nie można mówić tu o ograniczeniu dostępu do informacji publicznej. Nie można nikomu narzucać, które media powinien zapraszać - powiedział Witold Kołodziejski. Jego zdaniem, to, co stało się w czwartek, może być wynikiem "braku zaufania do innych mediów".

Kołodziejski podkreślił, że natychmiast po parafowaniu umowy zorganizowano dostępną dla wszystkich redakcji konferencję prasową.

"A komu zainteresowani chcieli powiedzieć o tym pierwsi, do kogo pierwsi zadzwonili - to jest ich wolność, ich wolny wybór. Każdego - nie tylko polityka, ale każdego człowieka. Byłoby absurdem, gdybyśmy starali się wpływać na takie sytuacje" - uznał.

Jego zdaniem, pretensje innych mediów w sprawie relacji w Telewizji "Trwam" pojawiły się tylko dlatego, że była to właśnie ta stacja, bo "gdyby to była np. TVN, to pewnie nie byłoby problemu".

Według Kołodziejskiego, czwartkowe zdarzenie w Sejmie nie jest sprawą, którą powinna się zająć Rada. "Przecież nie będziemy ograniczać wolności, bo gdybyśmy to robili, bylibyśmy jakimś megaradiokomitetem" - powiedział.

Zdaniem innego członka Rady Tomasza Borysiuka, media "nadmiernie rozdmuchały" całą sprawę, zamiast zająć się samą umową.

Jak podkreślił Borysiuk, ponieważ KRRiT formalnie się jeszcze nie ukonstytuowała, on sam może wypowiadać się jedynie jako dziennikarz, a nie jako członek Rady. Jak uznał, zdarzenie w Sejmie "mogło być jakąś niezręcznością"; nie sądzi jednak, że była to "niezręczność zamierzona".

"Natomiast burza i histeria, która się rozpętała po tym wydarzeniu, przeszła moje wyobrażenie. Przesłoniła też najważniejszą rzecz, a mianowicie to, że podpisano ważny dokument polityczny - podkreślił - Nikt z dziennikarzy w zasadzie nie mówił o tym, co się stało, jakie dokumenty podpisano. To zeszło na plan dalszy, a najważniejszą informacją był fakt, że zorganizowano dwie alternatywne konferencje prasowe".

Borysiuk zaznaczył, że nie umie odpowiedzieć na pytanie, czy Krajowa Rada powinna zająć się tą sprawą. "Nie mówię tak, nie mówię nie, bo Rada się jeszcze formalnie nie ukonstytuowała" - powiedział.

Również Wojciech Dziomdziora nie wie, czy jest to sprawa, którą powinna się zająć Rada. "Ja takiego wniosku nie będę stawiał, ale jeśli się pojawi, to będzie rozpatrzony" - powiedział.

Zdaniem Dziomdziory, całe zdarzenie jest bardziej "kwestią obyczaju politycznego niż uregulowań prawnych".

Do czasu nadania depeszy PAP nie udało się skontaktować z pozostałymi członkami KRRiT: Elżbietą Kruk, i Lechem Haydukiewiczem.

polityka
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)