*Stosunki polsko-rosyjskie od lat układały się źle. W przededniu wizyty Siergieja Ławrowa stan obustronnych relacji politycznych można było śmiało określić - używając terminologii medycznej - jako krytyczny i nie rokujący nadziei na poprawę. *
Nie ma się też co oszukiwać, w dużej mierze winę za fatalną relację ponosiła strona polska. Szereg wypowiedzi przedstawicieli polskiego rządu wraz z niefortunnym porównaniem przez ministra Radka Sikorskiego - wiosną na szczycie w Brukseli - budowy podbałtyckiego rurociągu do paktu Ribbentrop-Mołotow połączone z żądaniem zerwania niemiecko-rosyjskiego kontraktu nie miały wiele wspólnego z dyplomacją.
Nim przycichł negatywny wydźwięk wypowiedzi naszych polityków, pojawiły się kolejne, równie niefortunne, publiczne oświadczenia od osób z najściślejszego kręgu władzy. Czasem były określane mianem skrótów myślowych, innym razem błędnie interpretowane przez media, zawsze jednak utrudniały porozumienie. W takim też tonie utrzymana była wygłoszona zaledwie kilka dni przed przyjazdem szefa rosyjskiego MSZ prezydencka deklaracja solidarności z Gruzją.
Gdyby wizyta Ławrowa zakończyła się "eutanazją” polsko-rosyjskich relacji politycznych, co też wydawało się bardzo prawdopodobne, nikt nie miałby prawa być zaskoczony. Tymczasem do niczego takiego nie doszło. Choć nie ZOBACZ TAKŻE:
Fotyga: Będziemy rozmawiać o trudnych sprawachzapadły żadne konkretne decyzje i ustalenia i nie dokonał się żaden przełom, to po raz pierwszy lista wzajemnych pretensji nie została wydłużona. To bardzo wiele w świetle dotychczasowych relacji bilateralnych, gdzie każde tego typu spotkanie bardziej oddalało niż zbliżało.
Dlaczego tym razem stało się inaczej? Bo obu stronom zależało przynajmniej na pozytywnym medialnie wydźwięku wizyty. Zakładane minimum osiągnięto, poprzeczka została pokonana, żaden z uczestników nie został wyeliminowany, pozornie gra toczy się zatem dalej.
Ławrowowi taki image reanimacji dialogu w obliczu narastającego kryzysu w Gruzji i napięć na linii Moskwa-Mińsk odpowiadał. Skłonny był nawet poruszyć kwestię łamania praw polskiej mniejszości na Białorusi, co stanowi swoisty precedens - nawet jeśli został podyktowany koniunkturalnymi potrzebami.
Również bracia Kaczyńscy pozostawali więcej niż zainteresowani posłaniem w świat przekazu o nawiązaniu dialogu z Rosją. Po blamażu amerykańskiej wizyty premiera i niemal ostracyzmie wobec naszego prezydenta na arenie międzynarodowej, wyjąwszy kraje nadbałtyckie, każdy sukces ma tu ogromna wartość. Jeśli dodatkowo pozwolił odeprzeć zarzut rusofobii, jest po prostu bezcenny.
Ma też bezpośrednie przełożenie na bieżące sprawy krajowe. Jeżeli zostaną rozpisane nowe wybory parlamentarne i PiS w nich nie zwycięży, gra rozpocznie się od nowa, a winę za ewentualne zaniechanie dialogu poniosą sukcesorzy obecnej ekipy rządowej.
Natomiast gdyby partii Jarosława Kaczyńskiego udało się uzyskać upragnioną większość mandatów, nie będzie wcale zobligowany do kontynuowania negocjacji. Korzystny wynik rozdania pozwoli mu bowiem długo pozostać głuchym na żale opozycji z tytułu marazmu w stosunkach polsko-rosyjskich, najzwyczajniej nie wracając do rozmów.
Nad podwójnym progiem
Choć zdecydowanie bierze górę obustronne partykularne tu i teraz, to wątpienia obecny premier i prezydent mają najlepszą od lat pozycję wyjściową do rozmów z Rosjanami. To niemal modelowe rozwiązanie problemu podwójnego progu.
Dzierżące ster rządów do ubiegłego roku ekipy SLD-owskie w obawie przed oskarżeniami ówczesnej opozycji a obecnej władzy nie mogły bez narażania się na służalczość czy agenturalność wykonać żadnego przyjaznego gestu w stronę Rosji czy też odpowiedzieć na taki kierowany w stronę Warszawy z Moskwy.
Teraz przeszkoda ta została zniesiona. Prezydent i premier mają pod tym względem całkowicie wolną rękę i więcej niż sprzyjający temu klimat międzynarodowy, jak i uklad sił na krajowej scenie politycznej.
Deklaracje dobrej woli, czyli słowami Ławrowa: "Śpiewać będziemy na pewno i to razem" - mogą okazać się najważniejsze a na pewno nie powinny być bagatelizowane, bo z Gruzją możemy co najwyżej sympatyzować , ale interesy robić musimy z Rosjanami.
Autor jest wykładowcą stosunków międzynarodowych, autorem artykułów
i książek o tematyce bliskowschodniej. Naukowo zajmuje się
stosunkami politycznymi na obszarze Bliskiego Wschodu
oraz relacjami między polityką naftową a sytuacją polityczną w świecie