W stolicy Tajlandii - Bangkoku demonstranci antyrządowi, tzw. czerwone koszule, kolejny dzień blokują główną dzielnicę handlową, domagając się nowych wyborów. Protestujący zignorowali apel premiera Abhisita Vejjajivy o rozejście się.
Szef rządu zaapelował do demonstrantów, by powrócili do rejonu, gdzie obozowali przez ostatnie tygodnie, i zakończyli protest, zagrażający według niego przepisom bezpieczeństwa. Zapowiedział też pokojowe negocjacje.
W sobotę demonstranci - zwolennicy zdymisjonowanego premiera Thaksina Shinawatry - zablokowali drogi i spowodowali zamknięcie domów towarowych. Dziś rano nic nie wskazywało na to, że opuszczą serce Bangkoku - ocenia agencja Associated Press. Jest ich jednak znacznie mniej niż w sobotę.
Centra handlowe, które w weekend zazwyczaj wypełnione są klientami, ze względów bezpieczeństwa są zamknięte drugi dzień z rzędu.
Ubrani w czerwone koszule zwolennicy obalonego w 2006 roku Thaksina protestują od trzech tygodni. Twierdzą, że są marginalizowani przez popierających obecnego premiera Abhisita wojskowych, wielkomiejskie elity i monarchistów.
Większość manifestantów przybyła do Bangkoku z rolniczej północy, skąd pochodzi Thaksin, i północno-wschodnich terenów kraju. Były premier przebywa obecnie na emigracji. W 2008 roku został skazany zaocznie na dwa lata więzienia pod zarzutem _ konfliktu interesów _ i nadużycia władzy.
Dziś przywódcy protestujących mają prowadzić rozmowy z rządem.