Prezydent Lech Kaczyński zapowiedział w wystąpieniu telewizyjnym, że nie ogłosi wcześniejszych wyborów. Jest zadowolony z rządu oraz z faktu, że po podpisaniu paktu stabilizacyjnego będzie on działał jeszcze sprawniej.
Zanim jednak te słowa padły, na scenie politycznej trwała wojna nerwów. Z wielu źródeł padały zapowiedzi, co prawda nieoficjalne, że telewizyjne orędzie zostało zapowiedziane właśnie po to, aby ogłosić rozwiązanie parlamentu.
Na swoją decyzję prezydent kazał jednak czekać rodakom. Tuż przed godziną 20, na którą zaplanowane było wystąpienie, ogłoszono, iż termin został przesunięty na 21.10. Parę minut po tej godzinie Lech Kaczyński pojawił się w TVP1.
Dominuje ocena, że cały poniedziałkowy spektakl był obliczony na zmiękczenie Samoobrony i LPR-u oraz zmuszenie ich do podpisania aneksu do paktu stabilizacyjnego. Udało się. W aneksie jest zapis, który mówi o tym, że sygnatariusze nie będą składać poprawek do ustaw, jeśli choć jedna partia z paktu na nie się nie zgodzi.
Jeśli LPR z Samoobroną zamierzają przestrzegać paktu, będą musiały robić to, co chce PiS.
Choć taktyka PiS-u zastraszania koalicjantów przyniosła pożądany efekt, to martwić może fakt, że Jarosław Kaczyński wykorzystuje do tego autorytet głowy państwa.
Krzysztof Filipek z Samoobrony w programie Moniki Olejnik "Prosto w oczy" stwierdził, że nie potrzebna była ta nerwowa atmosfera, a Roman Giertych uznał, że "trochę niepoważne to było".
Prezydent, poza ogłoszeniem decyzji, iż parlament będzie działał dalej, zebrał widzów przed telewizorami także po to, aby powiedzieć, że po jesiennych wyborach do oczekiwanej koalicji PiS-PO nie doszło z winy tego drugiego ugrupowania.
"Wybory wrześniowe z 2005 roku wykazały, że społeczeństwo chce zmian. Większość Polaków oczekiwała koalicji między zwycięskim PiS-em a niewiele słabszą Platformą Obywatelską. Do koalicji tej, jak wiemy, nie doszło. To, że Polską rządzi dziś rząd mniejszościowy, obciąża tę patię, która do rządu wejść nie chciała" - mówił prezydent.
Skoro koalicja taka nie doszła do skutku to "w tej sytuacji zawarty został tak zwany pakt stabilizacyjny, gwarantujący rządowi większość. W warunkach, gdy pakt taki został zawarty, nie widzę przesłanek do skorzystania z artykułu 225 Konstytucji Rzeczpospolitej Polskiej i skrócenia kadencji parlamentu - ogłosił Kaczyński."
Prezydent pozytywnie ocenił rząd PiS-u. "W warunkach, gdy będzie miał stabilna większość, będzie działał jeszcze lepiej, jeszcze szybciej, jeszcze skuteczniej" - mówił.
Stwierdził jednak, że teraz nie na PiS-ie, ale na Samoobronie i Lidze Polskich Rodzin ciąży duża odpowiedzialność. "Pakt stabilizacyjny nakłada szczególne obowiązki na ugrupowania, które ten pakt zawarły, a w szczególności na te ugrupowania, które w skład rządu bezpośrednio nie wchodzą. Chciałbym wyrazić nadzieję, że ugrupowania te egzamin odpowiedzialności za Polskę zdadzą na ocenę co najmniej dobrą lub bardzo dobrą" - zakończył Lech Kaczyński.