Pielęgniarki mówią, że nie czują się przegrane i wciąż liczą na wywalczenie podwyżek. Przyznają jednak, że zamknięciu miasteczka towarzyszy też smutek, wzruszenie i wdzięczność dla warszawiaków za życzliwość. "I złość na rządzących" - dodają niektóre.
Choć oficjalnie "białe miasteczko" zostanie zlikwidowane o godz. 17 już od rana protestujący zwijają namioty i transparenty, zaczynają porządkować trawniki. Jak powiedziała Elżbieta Kufel, członkini Zarządu Krajowego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych (OZPiP), ostatnie namioty znikną w poniedziałek; na ich miejscu protestujący wysieją nową trawę.
Mimo kończącego się protestu nadal 19 minut po każdej pełnej godzinie pielęgniarki odbywają tradycyjny marsz z butelkami wypełnionymi monetami. Od rana w kilku namiotach przeprowadzane są też bezpłatne badania dla warszawiaków - m.in. EKG, USG i poziom cukru.
Jak powiedziała PAP Kufel, oficjalnemu zamknięciu będą towarzyszyły występy artystyczne. Zapowiedzieli się już m.in. piosenkarka Danuta Błażejczyk, satyrycy: Tomasz Jachimek i Maria Czubaszek, a całość poprowadzi działaczka organizacji kobiecych Kazimiera Szczuka. Dodała, że specjalnie na zamknięcie swój spodziewają się też przyjazdu przedstawicielek związku z poszczególnych regionów Polski.
Michał Kabat z Chodzieży, członek Zarządu Krajowego OZZPiP, jest jednym z "weteranów" miasteczka, mieszka w nim - z niewielkimi przerwami - od samego początku, od 19 czerwca. "Czuję się zlekceważony przez rząd, przez osoby, które powinny z nami rozmawiać. To nie jest ani żal, ani ulga" - opisuje swoje odczucia w ostatnim dniu protestu.
Zlekceważone czują się również pielęgniarki z Poznania. "Smutek, że nas tak potraktowali. Żal do rządu, że nas tak zostawił na cztery tygodnie i ... nic. Nawet nie mają ochoty rozmawiać" - mówią PAP. Przyznają, że nadziei na porozumienie z rządem jest mniej niż pierwszego dnia protestu.
Dodają, że po proteście pozostaną też dobre wspomnienia. "Będziemy pamiętać przede wszystkim życzliwość warszawiaków. No i zawodową solidarność, potrafimy się wspierać" - mówią.
Wszystkie podkreślają jednak, że mimo zamknięcia miasteczka, nie odchodzą z poczuciem klęski. Podobne odczucia ma Elżbieta Kufel. "Nie czuję rozczarowania. Ani ja, ani moje koleżanki nie czujemy się przegrane" - zaznacza.
Jak deklarują wszyscy rozmówcy PAP, "białe miasteczko" wytworzyło między jego mieszkańcami specyficzną, bliska wieź. "Czuję żal, że się rozstajemy, bo tworzyliśmy tutaj jedną wielka medyczną rodzinę. Szkoda, że się żegnamy, ale cieszę się, że się spotkamy we wrześniu" - mówi Kufel.
Ani Kabat, ani Kufel nie wykluczają, że we wrześniu "białe miasteczko" może powrócić. Kufel podkreśla jednak, że wciąż liczą na porozumienie z rządem. "Prócz żądań płacowych chcemy również, a może nade wszystko, zmian systemowych w ochronie zdrowia" - podkreśla.
Pikieta siedziby szefa rządu trwa od 19 czerwca. Wówczas to pielęgniarki zdecydowały się tam pozostać po kilkutysięcznym marszu pracowników ochrony zdrowia. Mówiły, że czekają na rozmowy z premierem Jarosławem Kaczyńskim, a potem na spełnienie ich postulatów, m.in. ws. podwyżek w IV kwartale tego roku. W tym czasie kilka sióstr prowadziło także protest głodowy. Kolejne tury rozmów z rządem nie przyniosły jednak kompromisu, a we wtorek zostały ostatecznie zerwane.