Europejski urząd statystyczny zebrał informacje na temat cen ze wszystkich krajów UE. Okazuje się, że w lutym tempo podwyżek minimalnie wzrosło - z 1,2 do 1,3 proc. O tyle jest drożej. To jednak tylko średnia. Sytuacja w poszczególnych krajach mocno się różni.
Przykładowo, w Grecji przeciętny koszyk dóbr i usług konsumpcyjnych kosztuje o prawie 2 proc. mniej niż w analogicznym okresie poprzedniego roku. Niższe ceny są też na Słowenii, Cyprze, w Luksemburgu, Irlandii, na Łotwie i w Hiszpanii.
Próżno w tym gronie szukać Polski. Nasz kraj w zestawieniu Eurostatu jest zupełnie po drugiej stronie skali. U nas ceny rosną najszybciej. W lutym inflacja wyniosła 3,6 proc.
Pocieszający może być fakt, że podwyżki cen nie przyspieszyły. Inflacja utrzymała się na poziomie ze stycznia. Nie ma więc mowy o zaskoczeniu.
Polska w tym niechlubnym rankingu jest numerem jeden od dawna, ale w ostatnich danych mocno gonią nas Węgrzy. Tam inflacja wyraźnie przyspieszyła - z 2,9 do 3,3 proc. Na trzecim miejscu są Czechy, którzy zostają w tyle z inflacją na poziomie 2,5 proc.
Niektórzy mogą wątpić czy aby na pewno niecałe 4 proc. wzrostu średniego poziomu cen oddaje podwyżki, jakie można odczuć robiąc codzienne zakupy. Warto jednak zauważyć, że polscy urzędnicy wyliczają znacznie niższą inflację. Według GUS w lutym ceny wzrosły średnio o 2,4 proc.
Należy podkreślić, że obie instytucje nieco inaczej wyliczają inflację. Różnice są już na poziomie nazw wskaźników. GUS posługuje się miarą CPI (consumer price index), a Eurostat wykorzystuje HICP (harmonised index of consumer prices). Sprowadza się to m.in. do innego składu koszyka dóbr i usług, których ceny są porównywane. Stąd różnice.
Zarówno GUS jak i Eurostat wspólnie wskazują podobne czynniki, które wpływają na wzrost cen. W ostatnim czasie inflację zawyżają m.in. podwyżki w zakresie usług. Wpływ ma na to głównie pandemia, która wymusiła poważne zmiany u przedsiębiorców, co przekłada się na cenniki.