NBP opublikował w poniedziałek dane o tzw. inflacji bazowej, czyli inflacji bez uwzględniania cen energii i żywności. Wyniosła ona 9,1 proc. w czerwcu, co jest najgorszym wynikiem w historii. Ekonomiści dostrzegają jednak w danych NBP pewną nadzieję.
Inflacja bazowa. Dane NBP dają nadzieję, jest tylko jedno "ale"
Jak wskazują bowiem eksperci banku ING, w czerwcu inflacja bazowa wzrosła tylko o 0,6 proc. w ujęciu miesięcznym, czyli wobec maja. Ich zdaniem to "pozytywna informacja", wskazująca, że "słabnie presja cenowa w kategoriach innych niż żywność, paliwa, energia".
"Ale przed nami nowy szok energetyczny (jesienią i zimą), silnie rosną żądania płacowe. Za wcześnie, by mówić, iż walka z inflacją wygrana" - komentują ekonomiści ING.
Również analitycy banku Pekao wskazują na "istotne spowolnienie wzrostu" inflacji bazowej. To oznacza, że z miesiąca na miesiąc jej wzrost jest coraz słabszy, czyli spada dynamika wzrostu inflacji bazowej. I to niewątpliwie dobra wiadomość. Ekonomiści Pekao, podobnie jak eksperci ING, zostawiają przestrzeń na jedno "ale".
"Jednakże, tak jak mówiliśmy wcześniej, czekamy jeszcze przynajmniej na jeden miesiąc dla potwierdzenia przełamania trendu, ale bardzo prawdopodobne, że jesteśmy już blisko szczytu inflacji bazowej rok do roku" - tłumaczą ekonomiści Pekao.
Również ekonomiści Alior Banku stwierdzają, że poniedziałkowe dane NBP mają "dwa oblicza". Z jednej strony wskazują na wzrost dynamiki w ujęciu rok do roku, a z drugiej ich zdaniem "momentum inflacji bazowej w czerwcu było najniższe jak do tej pory w tym roku". Jak tłumaczą:
Surowy odczyt miesiąc do miesiąca dla inflacji bazowej w czerwcu wyniósł 0,6 proc. - najniżej od grudnia 2021 r. - w tym roku każdy miesiąc charakteryzował się dynamiką równą lub większą od 1 proc. m/m. Po odsezonowaniu mamy ten sam efekt, choć znacznie mniej spektakularny – w czerwcu inflacja bazowa rosła o 0,8 proc. m/m sa, podczas gdy w poprzednich miesiącach tego roku (po zaokrągleniu) nie była niższa od 0,9 proc. m/m sa. Mamy więc sygnał hamowania presji inflacyjnej, ale… bardzo niewielki i w bardzo wczesnym etapie, a więc jego identyfikacja jest obarczona dużą niepewnością - piszą analitycy Aliora.
Jak dodają eksperci Alior Banku, za rozwinięciem tego sygnału hamowania presji inflacyjnej "można przytoczyć wiele argumentów". Chodzi m.in. o zaostrzanie polityki monetarnej, ujemną realną dynamikę płac w drugim kwartale 2022 r. (co oznacza, że wynagrodzenia rosną wolniej niż inflacja) i hamowanie nadmiarowego globalnego popytu na dobra trwałe, który "rozgrzał krajową gospodarkę ponad miarę".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Te sygnały mają jednak swoją przeciwwagę, jak wskazują ekonomiści Alior Banku:
Z drugiej strony wciąż obowiązuje luźna polityka fiskalna, rynek pracy jest ciasny, a złoty słaby. Tu warto jeszcze raz rzucić okiem na obraz czysto statystyczny. Aby inflacja bazowa (bez żywności i energii) normalizowała się choćby do poziomów z okresu czerwiec 2019 r. - czerwiec 2021 r. (a więc podwyższone historycznie momentum, ale balansujące jeszcze w okolicy górnej granicy odchyleń od celu NBP), odsezonowane odczyty m/m musiałyby zejść poniżej 0,3 proc. A w czerwcu mieliśmy 0,8 proc.
"Ergo - być może przesilenie na inflacji bazowej zostało już wyznaczone, ale do jej normalizacji daleka droga, a RPP pomimo że zasygnalizowała koniec cyklu zacieśniania polityki monetarnej, musi pozostać czujna, bo bieżące dane o inflacji na pewno nie dają komfortu" - podkreślają analitycy Aliora.
Przypomnijmy, że według lipcowej projekcji NBP szczyt inflacji może przypaść na koniec 2022 r., a jej poziom wzrosnąć wówczas nawet do 18 proc. Prezes NBP Adam Glapiński twierdził jednak wcześniej, że szczyt inflacji powinien przypaść na wakacje - i podobne nadzieje wyraża część ekonomistów.