Z niemieckiej gospodarki nie przestają napływać rozczarowujące informacje. Na początku września okazało się, że PMI - popularny wskaźnik koniunktury w przetwórstwie przemysłowym, bazujący na ankietach wśród menedżerów – zmalał w sierpniu do 42,4 pkt. To sugeruje, że sektor jest w recesji niemal równie głębokiej, co w trakcie pandemii COVID-19 lub globalnego kryzysu finansowego z 2008 r.
W minionym tygodniu niemiecki urząd statystyczny poinformował, że produkcja sprzedana przemysłu nad Renem w lipcu zmalała realnie (w cenach stałych) o 2,4 proc. wobec czerwca. To oznacza, że – po oczyszczeniu z wpływu czynników sezonowych –produkcja w największej gospodarce Europy była już o 12 proc. niższa niż na początku 2020 r., czyli przed wybuchem pandemii. Była też o ponad 16 proc. niższa niż na przełomie 2017 i 2018 r., gdy niemiecki przemysł zaczął słabnąć.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Rozluźniają się gospodarcze więzi między Polską a Niemcami
W Polsce takie informacje zza Odry przyjmowane są z niepokojem, jako sygnał, że także u nas nie ma co liczyć na wyraźną poprawę koniunktury. Nic dziwnego, bo do Niemiec trafia około 28 proc. polskiego eksportu. Sami eksporterzy są zaś sytuacją w Niemczech wyraźnie zaniepokojeni. Mówią o tym w polskiej edycji badania, na której bazuje PMI. Z kolei według Szybkiego Monitoringu NBP, czyli szeroko zakrojonego badania ankietowego banku centralnego wśród przedsiębiorstw, w ostatnich kwartałach pierwszy raz od co najmniej dekady realne (wyrażona w cenach stałych) przychody firm z eksportu maleją, podczas gdy realne przychody ze sprzedaży krajowej rosną.
W danych makroekonomicznych, czyli dotyczących całej gospodarki, nie widać jednak, aby stagnacja w Niemczech wpływała negatywnie na koniunkturę nad Wisłą. Powody są dwa. Po pierwsze, jak zauważyli ekonomiści z Deutsche Banku, zapaść w niemieckim przemyśle jest bardzo nietypowa. Przejawia się to tym, że wolumen produkcji maleje wyraźnie bardziej niż tworzona w przemyśle wartość dodana. To sugeruje, że zachodzą istotne zmiany w strukturze niemieckiego przemysłu, które zwiększają rolę branż o większej wartości dodanej. Niektóre z nich mogą być chłonne na polski eksport. Ważniejsze jest jednak to, że zależność polskiego przemysłu - i ogólnie polskiej gospodarki - od koniunktury za Odrą od lat stopniowo maleje.
Można to zobaczyć choćby w takim zestawieniu: w minionych czterech kwartałach (do II kwartału br. włącznie) aktywność w polskiej gospodarce, mierzona realnym PKB oczyszczonym z wpływu czynników sezonowych, rosła średnio w tempie 1 proc. kwartał do kwartału. W tym czasie aktywność w gospodarce niemieckiej stała w miejscu. Jednocześnie średnio w ostatnich kilkunastu latach różnica w kwartalnym tempie wzrostu PKB Polski i Niemiec wynosiła 0,5 pkt proc. - o połowę mniej niż ostatnio.
Udział Polski w globalnym eksporcie znów ruszył w górę
Oczywiście, polską gospodarkę napędza w dużej mierze lokalny popyt, związany z bardzo szybkim wzrostem siły nabywczej dochodów gospodarstw domowych (na co wskazują wspomniane wyniki SM NBP). Ale nawet polski eksport towarów nie jest tak silnie związany z koniunkturą nad Renem, jak w przeszłości. W samym II kwartale eksport z Polski realnie zwiększył się o 2 proc. kwartał do kwartału, podczas gdy z Niemiec zmalał o 0,4 proc. Korelacja dynamiki polskiego i niemieckiego eksportu towarów jest dziś ujemna, podczas gdy w ostatnich kilkunastu latach była na ogół wyraźnie dodatnia.
W 2023 r., gdy zapaść w niemieckim przemyśle trwała w najlepsze, Polska po dwóch latach przerwy zdołała zwiększyć swój udział w globalnym eksporcie towarów. Według danych UNCTAD, czyli agendy ONZ ds. handlu i rozwoju, udział ten wzrósł z 1,45 proc. do 1,6 proc. Tak wysoki nie był nigdy wcześniej. Co prawda udział Niemiec też wzrósł – z 6,7 do 7,1 proc. – ale w tym przypadku wynikało to przede wszystkim z tego, że globalny eksport skurczył się bardziej niż niemiecki. Tymczasem polskie firmy zdołały zagraniczną sprzedaż zwiększyć o 3 proc. (licząc w euro) lub o niemal 6 proc. (licząc w dolarach) pomimo tej globalnej dekoniunktury.
Jednym z wyjaśnień tego stanu rzeczy jest duża dywersyfikacja branżowa polskiego przemysłu oraz postępująca dywersyfikacja geograficzna eksportu. W 2023 r. sprzedaż towarów z Polski (liczona w euro) poza UE zwiększyła się o niemal 7 proc., a do innych państw UE o niespełna 2 proc. Co ciekawe, eksport Polski do Niemiec wzrósł nieco bardziej niż ogółem do UE: o 3,5 proc.
Wahania cen po pandemii zamazują obraz
Te ostatnie dane dotyczą wyników handlu zagranicznego w ujęciu nominalnym, co może być zwodnicze ze względu na potężne wahania cen z ostatnich lat i związane z tym zmiany terms of trade (relacji cen towarów eksportowanych i importowanych przez dany kraj). Rozluźniające się związki Polski z Niemcami lepiej ilustrują dane, które dostępne są również w ujęciu realnym, np. wyniki produkcji przemysłowej.
Podczas gdy produkcja sprzedana przemysłu przetwórczego (czyli bez energetyki, górnictwa itp.) w Niemczech jest, jak już pisaliśmy, o 12 proc. poniżej poziomu sprzed pandemii, to w Polsce jest o 17 proc. wyższa. Ta różnica w dużej mierze powstała w latach 2021-2022, gdy nad Wisłą trwał produkcyjny boom związany najpierw z popytem na dobra trwałego użytku, a następnie z kumulacją zapasów przez firmy na całym świecie. Od mniej więcej dwóch lat produkcja w polskim przetwórstwie stoi w miejscu.
Dla naszych rozważań kluczowe jest pytanie, czy ta stagnacja z ostatnich lat jest konsekwencją recesji w przemyśle niemieckim. Odpowiedź brzmi: tylko częściowo. Większe znaczenie ma prawdopodobnie to, że ustąpiły czynniki, które pchały polską produkcję w górę po pandemii. Popyt gospodarstw domowych na dobra trwałego użytku zmalał, zatrzymał się wzrost populacji Polski związany z napływem uchodźców z Ukrainy, a globalny cykl kumulacji zapasów dobiegł końca. To, że produkcja nie wróciła mimo to do poziomu sprzed pandemii – ani tym bardziej nie spadła niżej, jak w Niemczech – pokazuje, że polski przemysł ma swoje silniki, które działają niezależne od sytuacji w przemyśle niemieckim.
Zbieramy owoce zagranicznych inwestycji
To ostatnie zjawisko było wyraźnie widoczne już przed wybuchem COVID-19, gdy aktywność w przemyśle Polski i Niemiec zaczęła się wyraźnie rozjeżdżać. Ekonomiści z banku PKO BP w raporcie z maja 2022 r. pisali o tym tak: "wysoka konkurencyjność, duża dywersyfikacja i rosnąca złożoność polskiej gospodarki uniezależniają ją w dużym stopniu od losów niemieckiej gospodarki". Zwracali uwagę na to, że rozbieżność wyników polskiej i niemieckiej gospodarki wynika m.in. z mniejszej zależności Polski od koniunktury w Chinach, a także z dużego napływu bezpośrednich inwestycji zagranicznych nad Wisłę w poprzednich latach. Ten ostatni czynnik sprawił, że w Polsce wyraźnie rozwinęły się branże, których eksport dzisiaj kwitnie, np. produkcja baterii i akumulatorów (Polska zajmuje pod tym względem drugie miejsce na świecie po Chinach). W rezultacie polski przemysł korzysta na zwrocie ku elektromobilności, podczas gdy niemiecki ma trudności, aby się do tego trendu dostosować.
Choć szybki wzrost płac i wysokie ceny energii w Polsce sprawiają, że sporo się ostatnio słyszy o tym, że tracimy atrakcyjność dla zagranicznych inwestorów, w rzeczywistości napływ BIZ trwa w najlepsze. Z danych UNCTAD wynika, że wartość realizowanych w Polsce inwestycji zagranicznych typu greenfield (czyli od zera) utrzymuje się na podwyższonym poziomie, wyższym niż kiedykolwiek przed 2018 r. Z kolei firma doradcza EY w majowym raporcie o BIZ w Europie wskazywała, że szczególnie duże zainteresowanie inwestycjami w Polsce wykazują właśnie firmy przemysłowe. W 2023 r. takich inwestycji ogłoszono o 17 proc. więcej niż rok wcześniej.
Wyraźnego ożywienia w polskim przemyśle, szczególnie tym zorientowanym na eksport, trudno oczekiwać w warunkach stagnacji w globalnym handlu. Ale słabość gospodarki Niemiec, choć pozostają naszym głównym partnerem handlowym, sama w sobie nie jest już dla Polski istotną barierą rozwoju.
Grzegorz Siemionczyk, główny analityk money.pl