Skala zebranych informacji robi wrażenie. Autorzy raportu z Młodej Lewicy w ramach dostępu do informacji publicznej poprosili 2477 gmin o informacje dotyczące zasobu mieszkaniowego i związanych z nim planów.
Każdemu z tych samorządów zadali sześć pytań:
- ile gmina posiada mieszkań w swoim zasobie;
- jaki jest średni czas oczekiwania na przyznanie lokalu z zasobu gminy;
- ile mieszkań gmina w ciągu pięciu lat wybudowała lub pozyskała;
- ile sprzedała;
- ile mieszkań zamierza w ciągu pięciu lat wybudować;
- czy skorzysta z Funduszu Dopłat.
Na zadane pytania nie odpowiedziało 226 gmin. Na podstawie odpowiedzi reszty samorządów stworzona została baza danych, która pokazała, jak wygląda sytuacja w skali całego kraju oraz pojedynczych samorządów.
Ile gminy mają mieszkań
Łącznie ankietowane gminy poinformowały, że mają w zasobie 723 000 mieszkań. Najwięcej jest ich, co nie zaskakuje, na Śląsku - 135 000, Mazowszu - 115 000 i na Dolnym Śląsku - 93 000. Na drugim biegunie są województwa ze ściany wschodniej: Podlasie - 9,5 000 mieszkań czy Podkarpacie - niespełna 19 000 mieszkań.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Mieszkania komunalne są przede wszystkim tam, gdzie nastąpiło zawłaszczanie budynków po wojnie. Chodzi zwłaszcza o tereny przyłączone do Polski po II wojnie światowej - zauważa demograf prof. Piotr Szukalski z Uniwersytetu Łódzkiego.
W tych danych widać wyraźną przewagę najbardziej zurbanizowanych terenów, co widać także w przeliczeniu liczby mieszkańców na jedno mieszkanie. W województwach na ścianie wschodniej jedno gminne mieszkanie przypada na ponad 100 mieszkańców, gdy na Dolnym Śląsku czy na Śląsku na ponad 30.
Jak wskazuje zestawienie, w ciągu ostatnich pięciu lat gminy pozyskały czy wybudowały 29,7 tys. mieszkań, z czego znaczącą część, bo aż 13 tys. na Mazowszu. Tu działa efekt Warszawy, która w ciągu pięciu lat pozyskała 12 tys. mieszkań. W czołówce są też województwa śląskie i zachodniopomorskie. Jednak jak wynika z raportu, w tym samym czasie samorządy sprzedały niemal 58 tys. mieszkań. To często mieszkania sprzedawane dotychczasowym lokatorom z bonifikatą. W skali kraju samorządy mają zatem w minionej pięciolatce spory deficyt - 28 tys. mieszkań.
To, co także istotne, to że przeważająca większość - aż 1500 gmin - nie pozyskała w ciągu pięciu lat żadnego mieszkania i nie chodzi jedynie o gminy wiejskie.
Ponad 400 z nich to gminy miejskie lub miejsko-wiejskie, czyli miasta i miasteczka, którym powinno zależeć na zatrzymywaniu mieszkańców, a dziś mieszkańcy są zdani tam jedynie na ofertę deweloperów czy budowę własnym sumptem - podkreśla Mateusz Orzechowski, wiceprzewodniczący Lewicy, jeden ze współautorów raportu.
Oczekiwanie na mieszkania
Jak pokazują zebrane dane, średni czas oczekiwania na mieszkanie z gminnego zasobu w Polsce wynosi ponad dwa lata i dziewięć miesięcy. Najdłużej czeka się na mieszkanie w północnej i północno-zachodniej Polsce, to jest w województwach: kujawsko-pomorskim - ponad pięć lat i dwa miesiące, pomorskim - cztery lata i niemal dwa miesiące i wreszcie w zachodniopomorskim - cztery lata.
Z kolei najkrócej na Podlasiu - około dziewięciu miesięcy oraz na Mazowszu i Opolszczyźnie - blisko dwa lata. - Są nawet gminy, w których czeka się na mieszkanie 10 lat. To czas, na który ludzie nie mogą sobie pozwolić zwłaszcza rodziny z dziećmi, które czekają na mieszkania socjalne. Osobną kwestią jest standard tych mieszkań. Szkoda, że samorządy nie chcą inwestować. Przeciwnie, raczej widzimy wyprzedaż - zauważa Mateusz Orzechowski.
Autorzy zebrali deklaracje dotyczące inwestycyjnych planów samorządów. W ciągu najbliższych pięciu lat gminy zamierzają wybudować 41,7 tys. mieszkań. Tu czołówka to Mazowsze - 4,3 tys. mieszkań, Śląsk - 6,8 tys. mieszkań i Dolny Śląsk - prawie 4 tys. mieszkań. Na końcu stawki są Podlasie i woj. lubelskie, gdzie ma powstać niespełna 1000 mieszkań w zasobie gmin. Jednak nie cała ściana wschodnia będzie miała taki niski wskaźnik inwestycji samorządowych, ponieważ samorządy Podkarpacia deklarują wybudowanie w ciągu pięciu lat prawie 3,5 tys. mieszkań. To piąte miejsce w skali kraju.
Jednocześnie, jak wynika z deklaracji, 626 gmin zamierza skorzystać ze wsparcia w tych inwestycjach z Funduszu Dopłat, który istnieje przy BGK.
Wiele gmin nie potrafi określić, czy będzie aplikować o środki z Funduszu Dopłat, odpowiadając wymijająco, że 'rozważą', 'przeanalizują' lub 'zastanowią się'. Pojawiają się też kuriozalne tłumaczenia, np. że plany budowy nie są informacją publiczną, albo że gmina nie buduje mieszkań, 'chyba że państwo zapłaci 100 proc., a gmina da teren' - można wyczytać w raporcie Młodej Lewicy.
"Pojawia się wiele pustych mieszkań"
Lewica zrobiła tak dużą kwerendę, bo politykę mieszkaniową (oraz jak największe wydatki budżetowe na ten cel) uczyniła swoim politycznym priorytetem. Przypomina, że deficyty mieszkań w Polsce to od 1,5 mln do 2 mln.
Formacja przedstawiła niedawno "Strategię mieszkaniową dla Polski". Składa się ona z kilku komponentów. Chodzi np. o budownictwo komunalne na nowych zasadach (więcej pieniędzy na odbudowę zasobu komunalnego czy ograniczenie prywatyzacji mieszkań komunalnych), mieszkania dla osób z luki czynszowej (tanie kredyty na budowę dostępnych mieszkań na wynajem) czy pakiet dla kupujących mieszkanie własnościowe (podatek antyflipperski czy jednolity wzorzec umowy kredytu hipotecznego). Lewica, podobnie jak Polska 2050, sprzeciwia się pomysłowi dopłat do kredytów mieszkaniowych i zamiast tego mówi o tanich kredytach na budowę mieszkań na wynajem. W opisywanym raporcie jako jedna z recept wymieniany jest też podatek katastralny.
Prof. Piotr Szukalski zwraca uwagę, że oprócz polityki skierowanej na budowę nowych mieszkań, potrzebna będzie polityka dla terenów, na których widać niekorzystne trendy demograficzne. - Tam się pojawia wiele pustych mieszkań, choć często o niezbyt wysokiej jakości. W takim wypadku władze publiczne powinny podejmować działania mające zwiększać atrakcyjność zamieszkiwania w takich miejscach, gdzie metr kwadratowy na rynku wtórnym kosztuje 5-6 tys. zł, a nie 10 czy 12 tys. zł czy jeszcze więcej, jak w większych miastach - podkreśla.
Grzegorz Osiecki i Tomasz Żółciak, dziennikarze money.pl