Rząd wielokrotnie chwalił się, że takich statystyk gospodarczych, jakie ma Polska, inni mogą tylko pozazdrościć. Miał na myśli głównie PKB i bezrobocie. W tym przypadku bycie numerem jeden w Unii Europejskiej nie jest powodem do zadowolenia. Szczególnie z perspektywy zwykłego Kowalskiego i jego portfela.
Europejski urząd statystyczny opublikował najnowsze wyliczenia dotyczące inflacji. Okazuje się po raz kolejny, że ceny dóbr i usług konsumpcyjnych w Polsce rosną najszybciej w UE. Co więcej, w październiku różnica względem innych krajów jeszcze powiększyła się.
Czytaj więcej: Testy na COVID-19. Genomtec opracował technologię, która daje wynik w kilkanaście minut
Ceny w Polsce wzrosły średnio o 3,8 proc. Drugie w rankingu Węgry odnotowują inflację na poziomie 3 proc., a Czechy 2,9 proc.
Warto zwrócić uwagę, że jeszcze miesiąc wcześniej różnice między tymi krajami były mniejsze, bo na Węgrzech inflacja wynosiła 3,4 proc., a w Czechach 3,3 proc. W obu przypadkach jednak podwyżki wyhamowały. W przeciwieństwie do Polski, gdzie statystyki nie zmieniły się.
Inflacja na mapie
W rankingu samotnym liderem jest Polska. Za nią są wspomniane już dwa kraje, a później duży odstęp od krajów takich jak Rumunia, Słowacja czy Niderlandy, gdzie inflacja nie przekracza 2 proc.
Jeśli porównamy nasze statystyki ze średnią unijną, okaże się, że ceny w Polsce rosną prawie 13-krotnie szybciej. W UE inflacja jest na poziomie zaledwie 0,3 proc.
Czytaj więcej: Prawie 10 proc. emerytów ocenia swoją sytuację materialną jako złą. Tak wyglądają dochody i wydatki
Są takie kraje jak Chorwacja, Francja czy Finlandia, gdzie ceny są praktycznie na tym samym poziomie, co przed rokiem. Jednocześnie w wielu krajach pandemia doprowadziła do spadku cen.
W Grecji ceny są niższe średnio o 2 proc. Na Cyprze, w Estonii i Irlandii spadki przekraczają 1 proc. Oprócz tego jeszcze osiem innych krajów ma inflację na minusie. W tym nasi zachodni sąsiedzi z Niemiec.
Mówi się o inflacji
Eurostat skupił się w publikacji na prezentacji podstawowego wskaźnika inflacji. Główny ekonomista Pracodawców RP Sławomir Dudek zwrócił uwagę na inflację bazową.
Pomija ona teoretycznie najbardziej zmienne w czasie ceny żywności czy energii. Zgodnie z teorią ekonomii inflacja bazowa pokazuje trend w cenach na długookresowej ścieżce wzrostu gospodarki w stanie równowagi.
Tu wskaźnik dla Polski wygląda jeszcze mniej korzystnie na tle innych krajów.
Na najnowsze statystyki zareagowali też politycy opozycji, którzy winę za szybki wzrost cen zrzucają na rząd.
"Rekordowy deficyt finansów publicznych, rekordy ilości pozytywnych testów wśród wykonanych. I doszedł kolejny rekord. #inflacja Idziemy na "miszczów" w UE" - napisała posłanka KO Katarzyna Lubnauer na twitterze (pisownia oryginalna).
Dwie inflacje - takie same, a jednak różne
Co ciekawe, wyliczenia Eurostatu dość wyraźnie różnią się od danych naszego urzędu statystycznego (GUS), który kilka dni temu podał, że ceny rosną w tempie 3,1 proc. (0,7 pkt. proc. różnicy). Na dodatek, nasi urzędnicy wskazali na lekkie wyhamowanie inflacji (o 0,1 pkt proc.), a takiego ruchu w danych unijnych nie widać.
Należy jednak podkreślić, że różnice w danych GUS i Eurostatu wynikają z metodologii wyliczania inflacji (m.in. wag, jakie nadawane są poszczególnym rodzajom kupowanych przez konsumentów towarów i usług).
Można się spierać, która metodologia jest lepsza, ale bez wątpienia wadą polskiego wskaźnika jest brak porównywalności z innymi krajami. Europejski indeks pokazuje zmiany cen analogicznych towarów i usług w takich samych proporcjach w różnych krajach.