W środę gruchnęła wieść, że system odprowadzania ścieków z lewobrzeżnej Warszawy do oczyszczalni ścieków Czajka nie wytrzymał – we wtorek doszło do awarii jednego z kolektorów. Ścieki skierowano wtedy do drugiego, ale i on w środę przestał działać.
Wówczas zarząd MPWiK podjął decyzję o kontrolowanym zrzucie nieczystości do Wisły. W efekcie do największej polskiej rzeki wpada około trzech metrów sześciennych surowych ścieków na sekundę, czyli 260 tysięcy metrów sześciennych na dobę. Trzy tysiące litrów na sekundę. Czyli półtorej szambiarki. Co sekundę.
Ale to jeszcze nic.
"Ekologiczna katastrofa"
Można się oburzać na spustoszenie, jakie taki ogrom ścieków czyni w środowisku. Minister środowiska Henryk Kowalczyk nie owija w bawełnę. - Mamy do czynienia z katastrofą ekologiczną – ocenił w środę.
Wystarczy popatrzeć na liczby by przekonać się, że jako kraj mamy ze ściekami ogromny problem. Wystarczy rzut oka na opracowanie GUS "Polska w liczbach". Najnowsze dane dotyczące zanieczyszczenia środowiska wskazują, że w 2016 r. wyprodukowaliśmy – czyli przemysł i sektor komunalny – 2 tys. 166 hektometrów sześciennych ścieków wymagających oczyszczenia. Z tego oczyszczonych zostało 2 tys. 061 hektometrów sześciennych. Zostaje 105 hektometrów, które do oczyszczenia nie trafiło.
Przeliczając na bardziej zrozumiałe liczby: 105 hektometrów sześciennych to 105 miliardów litrów. Gdybyśmy chcieli napełnić nimi szambiarki o pojemności 2 tys. litrów, to potrzebowalibyśmy 52,5 mln sztuk.
Dokąd trafia tyle ścieków? – A któż to wie, na pola, do lasu – wzrusza ramionami prof. Zbigniew Heidrich z Politechniki Warszawskiej. – W Polsce mamy około 200 tysięcy zbiorników bezodpływowych, czyli popularnych szamb. Ścieki z nich są bardzo często zrzucane byle gdzie, bo tego na dobrą sprawę nikt nie kontroluje – mówi money.pl profesor. – Osobną sprawą jest jakość tych przydomowych zbiorników. Zgodnie z przepisami, one powinny być szczelne. Ale bywają bezczelne – żartuje.
Ścieki w Wiśle. Oczyszczalni pilnuje straż miejska
Kto oczyszcza ścieki
Sięgnijmy znów do liczb. Liczba mieszkańców Polski korzystających z oczyszczalni ścieków oscyluje wokół 80 proc. Czyli i tak znacznie więcej niż jeszcze w 2000 r., kiedy ten odsetek wahał się w okolicach 53 proc. Mamy więc znaczny wzrost, ale nadal około 7 mln Polaków jest poza systemem oczyszczania ścieków.
Dlaczego? Jeśli chodzi o dostęp do oczyszczalni, to ma go ponad 90 proc. mieszkańców miast i nieco ponad 40 proc. mieszkańców wsi. To wynika wprost z gęstości zabudowy. W miastach podłączanie do kanalizacji kolejnych budynków szło w ostatnich latach szybko. Jeszcze w 1950 r. łazienkę miało niecałe 15 proc. mieszkań w polskich miastach. W schyłkowym PRL-u było to już 80 proc.
W 2018 roku sieć kanalizacyjna w Polsce osiągnęła długość 160,7 tys. km. Liczba przyłączy do budynków mieszkalnych – 3,4 mln sztuk. Na koniec zeszłego roku do kanalizacji była podłączona połowa budynków mieszkalnych w Polsce. I znów: w miastach do sieci kanalizacyjnej podłączonych było 74,6 proc. budynków mieszkalnych, a na wsi - 36,2 proc.
- Tu trzeba popatrzeć na zabudowę. Większość polskich wsi jest zabudowana liniowo, wzdłuż drogi. Ale dalej są już rozproszone gospodarstwa. Do nich nikt nie będzie ciągnął sieci kanalizacyjnej, bo się po prostu nie opłaca – zauważa profesor Heidrich.
Dlatego nie ma co liczyć, że kanalizacja obejmie całą powierzchnię kraju i wszystkie budynki mieszkalne. I – choć sieć kanalizacyjna w Polsce wydłuża się z każdym rokiem – trzeba się liczyć z tym, że wkrótce przestanie się rozrastać. Przed samorządami stoi więc wyzwanie, jak poradzić sobie ze ściekami z terenów wiejskich. Przykładowo, szambo samo w sobie nie jest złym rozwiązaniem. O ile jest szczelne, a ścieki są wywożone do oczyszczalni.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl