W czwartek przywódcy państw członkowskich UE porozumieli się w sprawie budżetu na lata 2021-2027 i tak zwanego Funduszu Odbudowy, który ma pomóc w odbudowywaniu gospodarki po koronakryzysie. Choć Polska i Węgry groziły wetem, na deklaracjach się skończyło. Co więcej, na czwartkowym szczycie UE temat budżetu został omówiony bardzo szybko i szybko pojawił się komunikat o zgodzie wszystkich państw Wspólnoty.
"Mamy porozumienie ws. budżetu UE i pakietu naprawczego. Teraz możemy rozpocząć jego wdrażanie i odbudowę naszej gospodarki. Nasz przełomowy pakiet naprawczy przyspieszy zieloną i cyfrową transformację" - napisał na Twitterze chwilę przed godziną 19 szef RE Charles Michel.
To oznacza, że Polska znów otrzyma pieniądze z funduszy unijnych na podstawie rozpisanej perspektywy budżetowej, a nie prowizoriów, które groziłyby nam w przypadku weta. Stracilibyśmy też wtedy szansę na skorzystanie z Funduszu Odbudowy.
Sprawdziliśmy, ile tak naprawdę wpłaciliśmy do wspólnego budżetu i ile z niego dostaliśmy w latach 2004-2020. A także jak te pieniądze i sama integracja europejska wpłynęły na polską gospodarkę.
Prawie 130 mld euro "na czysto"
Rozliczenie Polski z Unią Europejską pod względem czysto finansowym jest jednoznaczne. Od 1 maja 2004 roku, gdy weszliśmy do Wspólnoty, z roku na rok otrzymujemy znacznie więcej pieniędzy niż wynoszą składki, które musimy wpłacać.
W pierwszych latach dostawaliśmy netto od 1 do 4 mld euro, a ostatnio bilans regularnie przekraczał 10 mld euro. Jest tak też w tym roku po rozliczeniu pierwszych dziesięciu miesięcy, o czym informuje samo Ministerstwo Finansów.
W sumie przez 16 lat Polska otrzymała dokładnie 190 mld 843 mln 482 tys. 243 euro. Jednocześnie w składkach wpłaciła 61 mld 356 mln 129 tys. 746 euro.
Czy można więc powiedzieć, że Polska jest jednym z krajów, które na przestrzeni ostatnich lat najbardziej skorzystały finansowo na byciu członkiem UE? Wątpliwości nie ma prof. Jacek Tomkiewicz.
- To wynika wprost z zasad polityki spójności, która polega na kierowaniu środków rozwojowych tam, gdzie poziom rozwoju jest niższy niż 75 proc. średniej UE. Polska jako stosunkowo ubogi oraz duży kraj siłą rzeczy jest największym beneficjentem netto - wskazuje ekonomista Akademii Leona Koźmińskiego (ALK).
Jednocześnie zauważa, że Niemcy, jako duża i bogata gospodarka, są największym płatnikiem netto (ich składka do UE jest największa). Stąd trudno się dziwić, że przy dyskusjach dotyczących podziału unijnych pieniędzy nasi zachodni sąsiedzi mają dużo do powiedzenia.
- Największą zaletą środków UE jest to, że służą one finansowaniu inwestycji, a nie wydatków bieżących. Wszystkie sektory tutaj dużo zyskały. Unowocześnione zostały szkoły, uczelnie czy szpitale - wskazuje prof. Tomkiewicz.
Dodaje, że gros środków trafia do samorządów, które znakomicie poprawiły jakość transportu publicznego, infrastrukturę lokalną czy dostępność do internetu. Patrząc na sprawę czysto finansowo, trzeba wspomnieć o rolnikach, których dochody prawie się podwoiły na skutek dopłat bezpośrednich.
Statystyki mówią same za siebie
Eksperci opisują liczne korzyści z obecności w UE, a co mówią o tym twarde dane? Miliardy z UE i dostęp do wspólnego rynku sprawiły, że przez 16 lat polska gospodarka urosła o 145 proc. Roczny PKB w 2004 roku był na poziomie 933 mld zł. W ubiegłym roku wyniósł 2 bln 288 mld zł.
Patrząc na składowe PKB, widać zdecydowany progres we wszystkich głównych gałęziach. Jeden z największych wzrostów odnotował transport i gospodarka magazynowa. Wartość dodana do PKB w tym sektorze zwiększyła się 3-krotnie z niecałych 47 mld zł do prawie 142 mld zł.
Jeszcze w 2004 roku przemysł dodawał 209 mld zł do PKB, a w ubiegłym roku było to już 496 mld zł. Podobny progres notuje budownictwo czy handel.
Jednymi z beneficjentów są rolnicy. W 2004 roku mieli swój udział w PKB na poziomie 31 mld zł. W 2019 roku sięgał już 54 mld zł.
16 lat Polski w UE
Pieniądze z UE były też motorem napędowym dla wielu inwestycji. Sektor publiczny i firmy prywatne, chcąc skorzystać z dotacji, wykładały co roku coraz większe kwoty. W 2004 roku nakłady na inwestycje były na poziomie 120 mld zł, a w ubiegłym roku sięgnęły 330 mld zł.
Ściślejsza współpraca z innymi krajami przyczyniła się do stale rosnącej wymiany handlowej. Eksport czy import z nieco ponad 300 mld zł rocznie wzrósł do blisko 1,2 bln zł.
Podobnych statystyk GUS można wymienić więcej. Warto jednak zwrócić uwagę, jak przez te kilkanaście lat w UE zmieniła się sytuacja Polaków na rynku pracy. Z rejestrów bezrobotnych ubyło ponad 2 mln osób, co przełożyło się na spadek bezrobocia z 19 proc. do obecnych 6 proc. W tym czasie średnia płaca urosła z blisko 2300 zł do prawie 5500 zł brutto.
Bez UE zostalibyśmy w tyle
- Gdybyśmy nie weszli do UE, to nie tylko nie mielibyśmy dostępu do miliardów ze wspólnego budżetu, ale przede wszystkim stracilibyśmy pozycję gospodarczo-polityczną. Scenariusz, gdy Polska jest poza UE, a pozostałe kraje Europy Środkowo-Wschodniej są w UE, to marginalizacja naszego kraju - podkreśla prof. Tomkiewicz.
Jako przykład pokazuje Ukrainę i Białoruś, a więc kraje, które gospodarczo i politycznie zostały daleko w tyle.
- Patrząc czysto finansowo, Polska dostaje płatności netto około 2 proc. PKB rocznie, czyli od momentu wejścia do UE to ponad 30 proc. naszego PKB. Nasz poziom rozwoju byłby co najmniej o jedną trzecią niższy bez środków UE - podsumowuje ekonomista ALK.