Maspex jest największą prywatną firmą w branży spożywczej w Polsce oraz jedną z największych w Europie Środkowo-Wschodniej. Spółka ma w swoim portfolio 63 marki i łącznie oferuje ponad 2,3 tys. towarów, a jej produkty są obecne w ponad 60 krajach na całym świecie. Wśród nich znajdziemy: Tymbark i Tarczyn (napoje), makarony Lubella, dżemy Łowicz, ketchupy Kotlin czy ogórki Krakus. Prezes rodzimego giganta Krzysztof Pawiński udzielił wywiadu Polskiej Agencji Prasowej, w którym szczerze dzieli się swoimi przemyśleniami na temat sytuacji gospodarczej w Polsce.
Maspex ostrzega. "To nie koniec podwyżek"
– Jesteśmy po podwyżkach cen naszych produktów. Pierwszą przeprowadziliśmy w październiku 2021 roku, mieliśmy już podwyżkę w marcu, kolejna będzie w lipcu. Chcielibyśmy, żeby to była ostatnia runda, ale wszystko wskazuje na to, że należy się przygotować jeszcze do jesiennych podwyżek, chyba że nagle wzrost cen w zaopatrzeniu wyhamuje – mówi Krzysztof Pawiński.
Podwyżki, jak wyjaśnia, biorą się przez dynamiczny wzrost kosztów właściwie wszystkich składników wchodzących w koszt wytworzenia produktów. Ten trend zaczął się w drugiej połowie zeszłego roku i cały czas widać jego przyspieszenie.
Nie spodziewam się zmniejszenia presji inflacyjnej ze strony produktów rolnych, które są dla nas podstawowym surowcem. Będziemy mieli nowe zbiory, nową rundę w zaopatrzeniu w artykuły rolne, ale nie oczekuję, że będą one tańsze, skoro rolników dotknęła również mocno inflacja. Nawozy zdrożały trzykrotnie, paliwo kilkadziesiąt procent - tłumaczy szef Maspeksu.
– W takich warunkach nie ma innego wyjścia dla producentów – ten wzrost musi mieć odzwierciedlenie w cenach – dodaje.
Część drożyzny firmy biorą na siebie
Co ciekawe, prezes Pawiński zwraca uwagę, że inflacja producencka (PPI) przewyższa konsumencką, co oznacza, że duża część impulsu inflacyjnego idzie w ciężar wyników Maspeksu. Więcej o "sztormie cenowym" i inflacji PPI pisaliśmy w money.pl TUTAJ.
Mamy obecnie 12 proc. inflacji konsumenckiej i blisko 20 proc. producenckiej – jesteśmy już konfrontowani z wyższymi kosztami zaopatrzenia, a jeszcze nie zostało to przełożone na ceny produktu finalnego – wylicza prezes spożywczego giganta.
Krzysztof Pawiński dodaje, że problemy z inflacją dotyczą całego regionu, w którym jest obecny Maspex. – To nie jest tylko polska specyfika. Nie ma ani jednego kraju, który byłby mniej dotknięty. Również te kraje, które przyjęły euro, Słowacja czy Litwa, mierzą się z bardzo wysoką inflacją – mówi.
Dwie zupełnie różne inflacje
Krzysztof Pawiński wskazuje, że mamy obecnie do czynienia z dwoma rodzajami inflacji: podażową i popytową. Z każdą z nich trzeba walczyć inaczej.
– Używamy jednego słowa na dwa zupełnie różne zjawiska. To, co się dzieje obecnie w Chinach: lockdown po lockdownie, zamykanie kolejnych miast, totalny zator logistyczny, unieruchomienie gigantycznych mocy frachtowych, które czekają na rozładunek lub załadunek, to zmniejszenie podaży w największej fabryce świata, jaką są Chiny. Koszty zamknięcia Chin możemy odczuwać przez wiele kwartałów. Jest to inflacja podażowa, która nie ma nic wspólnego z impulsem monetarnym – wskazuje Pawiński.
– Z drugiej strony mamy zwiększoną ilość gotówki po okresie pomocy przedsiębiorstwom po wybuchu pandemii COVID-19 i ten pieniądz zaczyna szybciej krążyć i daje efekt większej siły nabywczej, która teraz jest redukowana przez wzrost cen – dodaje.
Maspex pracuje na pełnych mocach produkcyjnych i każde załamanie się łańcucha dostaw kosztuje spółkę utratę wydajności.
Podatek cukrowy uderza w branżę
Innym problemem, który niedawno uderzył w branżę spożywczą, jest podatek cukrowy.
Podatek cukrowy był pomyślany jako z jednej strony przychód fiskalny, ale z drugiej jako skłonienie firm do przemyślenia składu produktów. Cel zdrowotny wynikający ze zmiany receptur został osiągnięty, gdyż firmy zmniejszyły poziom cukru, bo było to fiskalnie premiowane. Podatek przyniósł też przychody podatkowe do budżetu, rzędu kilkuset milionów złotych – mówi.
– Dla nas ten temat jest już zamknięty, jesteśmy po przeglądzie receptur i wprowadzeniu nowych produktów. Jak każdy tego typu impuls fiskalny znalazł on też odzwierciedlenie w cenach produktów finalnych – wyjaśnia Krzysztof Pawiński.