Polacy będą mogli zbudować budynek jednorodzinny o powierzchni zabudowy do 70 m kw. bez pozwolenia, kierownika i książki budowy, a jedynie na podstawie zgłoszenia do urzędu. Takie rozwiązanie przewiduje Polski Ład, który w ostatni weekend ogłosili wspólnie premier Mateusz Morawiecki, wicepremierzy Jarosław Kaczyński i Jarosław Gowin.
To spora zmiana. Do tej pory pozwolenia nie wymagały domki, których powierzchnia zabudowy nie przekraczała 35 m kw. Zapytaliśmy, jak na ten pomysł zapatrują się Polacy?
Zdecydowana większość popiera to rozwiązanie - wynika z badania UCE Research na zlecenie money.pl. Zdecydowaną aprobatę dla pomysłu wyraziło 31,9 proc. badanych, a "raczej pozytywnie" spogląda na niego 33,4 proc. zapytanych.
Nieco więcej niż co piąty pytany ocenia je negatywnie. Zdecydowany sprzeciw wobec tego rozwiązania wyraziło 10,2 proc. badanych, a łagodniejszy - 11 proc. Zdania na ten temat nie ma 13,6 proc. badanych.
Rozwiązanie ułatwi formalności
Eksperci, z którymi rozmawialiśmy, zwracają uwagę, że ta propozycja zawarta w Polskim Ładzie jest uproszczeniem formalności dla części osób planujących budowę domu. Trudno więc spodziewać się, by nie popierali tego rozwiązania.
- Wyniki badania mnie nie dziwią, bo jakby na to nie patrzeć, taki pomysł jest ułatwieniem życia. Dziś, kiedy ktoś buduje dom, to największy problem ma z przeróżnymi formalnościami. Kiedy więc dochodzi do ich uproszczenia, to jest to dla ludzi dobra wiadomość - komentuje Marcin Krasoń, ekspert wyszukiwarki nieruchomości Obido.pl.
Zgadza się z nim Jarosław Sadowski, główny analityk Expander Advisors. - Samo ułatwienie formalności ma duże znaczenie, ale nie jest też jedynym elementem, który wpływa na podjęcie decyzji w zakresie budowy domu. Musi też minąć sporo czasu, aby można było ustalić, jaki wpływ na rynek ma nowa regulacja - zastrzega ekspert.
Zwiększone ryzyko samowolki
- Pomysł ten budzi jednak pewne obawy co do tego, jak to będzie wyglądało w praktyce. Jego wprowadzenie może doprowadzić do tego, że ludzie będą budować bez opamiętania. Już dziś państwo nie do końca potrafi poskromić architektoniczne pomysły Polaków - podkreśla Marcin Krasoń.
Jako przykład ekspert przywołuje tutaj budowę zamku w Stobnicy. Inwestycja powstająca w sercu Puszczy Noteckiej pierwotnie miała być zupełnie innym budynkiem. Dziś natomiast dla służb państwowych zamek jest gorącym kartoflem i nie mają one pomysłu, co z nim zrobić.
Czytaj także: Zamek w Stobnicy. Awantury nie szkodzą budowie, mieszkańcy "nie mogą się doczekać" jej końca
- Warto dodać, że w przypadku zaproponowanego przez rząd rozwiązania nie ma pełnej swobody. Budynek musi powstać zgodnie z miejscowym planem zagospodarowania przestrzennego. To nie jest więc tak, że można dom zbudować, gdzie się chce, w zupełnym oderwaniu od planów - tłumaczy Jarosław Sadowski.
Warto jednak dodać, że w Polsce ogromna część terenów nie ma planów miejscowych. W tej sytuacji buduje się na podstawie decyzji o warunkach zabudowy. Co do zasady urzędnicy uwzględniają przy ich wydawaniu charakter zagospodarowania terenów sąsiadujących z naszą działką. Jak to ma wyglądać w przypadku domów bez pozwolenia - nie wiadomo.
Boomu nie należy się spodziewać
Czy zatem wraz ze zwiększeniem limitu nastąpi "uwolnienie" rynku? Niekoniecznie. - Zainteresowanie prawdopodobnie wzrośnie, ale sądzę, że nie należy spodziewać się boomu. Jeżeli ktoś jednak decyduje się na dom, to w większości przypadków są to większe metraże - ocenia główny analityk Expander Advisors.
- Trzeba będzie poczekać na szczegóły, bo na razie mamy tylko zapowiedzi i plany - mówi Marcin Krasoń. - Prawdę mówiąc, 70 m kw. to jest niewiele. Badania pokazują, że jednak rodziny szukają większych domów o powierzchni minimum 100-120 m kw. - dodaje ekspert Obido.pl. Z drugiej jednak strony premier Morawiecki mówił podczas prezentacji Polskiego Ładu, że wraz z powierzchnią użytkową na poddaszu domki mogą mieć w sumie około 90 metrów.
Eksperci przyznają jednak, że nowe rozwiązanie może skłonić Polaków do domów modułowych. Tego samego spodziewają się firmy specjalizujące się w tego rodzaju zabudowie.
Z kolei Marek Wielgo, ekspert portalu GetHome.pl, zwraca uwagę, że rozwiązania umożliwiające budowę domów jednorodzinnych bez pozwolenia - a wyłącznie na podstawie zgłoszenia - pojawiły się jeszcze w czasie rządów koalicji PO-PSL. Ich autorzy zakładali, że skorzysta z nich nawet ok. 30 tys. inwestorów rocznie.
- W praktyce rozwiązanie okazało się niewypałem, co pokazują statystyki Głównego Urzędu Nadzoru Budowlanego (GUNB) dotyczące pozwoleń na budowę. Np. w 2020 roku inwestorzy uzyskali pozwolenia na budowę 121,4 tys. domów jednorodzinnych, a zaledwie 1,9 tys. będzie budowanych na podstawie zgłoszenia - wylicza Marek Wielgo.
Ekspert wskazuje trzy przyczyny, dlaczego inwestorzy nie sięgają zbyt często po procedurę zgłoszenia. Po pierwsze zazwyczaj na pozwolenie na budowę czeka się ok. dwóch tygodni. Szczególnie jeżeli inwestor zgłasza się po nie w małych starostwach.
- Po drugie, nie warto rezygnować z pozwolenia na budowę, chociażby ze względu na trwałość takiej decyzji. Chodzi o to, że po pięciu latach od doręczenia pozwolenia na budowę nie można go unieważnić - tłumaczy ekspert. - I po trzecie, dochodzi aspekt praktyczny. Wielu inwestorów kupuje gotowy projekt, który na ogół modyfikują w trakcie budowy - dodaje.
Jeżeli dochodzi do takich modyfikacji, to inwestor musi przy każdej z nich wstrzymywać budowę i wysyłać zgłoszenie (lub wniosek o pozwolenie na budowę) ponownie do urzędu. Jeżeli natomiast ma w ręku pozwolenie na budowę, to występuje wyłącznie o decyzję zezwalającą na jego zmianę.
Badanie przeprowadziły UCE Research i Syno Poland dla money.pl w dniach 15-16 maja metodą CAWI na reprezentatywnej próbie 1122 dorosłych Polaków.