Polski Ład to serial dla widzów o mocnych nerwach: pełen zaskakujących zwrotów akacji i nowych bohaterów. W maju minąłby rok, jak byliśmy przekonywani, że zmiany podatkowe przygotowane przez obóz PiS są krokiem w stronę sprawiedliwości społecznej i progresji podatkowej, gdyż zdejmują ciężary fiskalne z najmniej zarabiających i nakładają je na plecy tym z wyższymi dochodami.
Czy to jest jeszcze aktualne hasło? Eksperci podatkowi mają poważne wątpliwości. Nowy projekt podatkowy, który ma naprawić błędy Polskiego Ładu, wyraźnie dryfuje od sprawiedliwości społecznej w kierunku sprawiedliwości podatkowej. Największą korzyść ze zmian podatkowych – chodzi głównie o obniżkę stawki PIT z 17 do 12 proc.- będą mieli nie ci, którzy mają niewiele i niewiele też płacą danin, ale ci, którzy zarabiają więcej, czyli tzw. klasa średnia.
Podróż w czasie
Zacznijmy od tego, że zgodnie z zapowiedziami rządu, nowa stawka PIT, która ma zostać obniżona od lipca z obecnych 17 proc. do 12 proc. jest dla tych, którzy mają dochody do 120 tys zł rocznie i rozliczają się na zasadach ogólnych, czyli tzw. skali.
Osoby te w zamian za niższy o 5 proc. PIT, będą płaciły 9 proc. składkę zdrowotną, której nie odliczą już od podatku i zostanie im odebrana nowa ulga dla tzw. klasy średniej.
Zdaniem resortu finansów, obniżka ta wpłynie na budżety aż 25 mln Polaków. I o ile w 2021 r. podatku dochodowego nie zapłaciło 6,7 mln podatników, to za 2022 r. będzie to już 15,2 mln - czytamy na stronie rządowej gov.pl.
Przy czym, jak zapowiada jednak rząd, jeśli brak ulgi dla klasy średniej spowoduje, że czyjś sytuacja podatkowa ulegnie w stosunku do 2021 r. pogorszeniu - będzie można, przy rocznym rozliczeniu za ten rok, i tak zastosować ulgę, którą zlikwidowano...
Próbowaliśmy zweryfikować, w jaki sposób resort finansów policzył beneficjentów systemu i dlaczego, mając dostęp do najnowszych danych o naszych dochodach i podatkach, robi szacunki na podstawie PIT-ów z 2018 r., które zwaloryzowano wskaźnikami makroekonomicznymi na 2022 r.?
Od 2018 r. minęły ponad 3 lata. Dziś dochody społeczeństwa, a także cała gospodarka – pod wpływem pandemii koronawirusa – bardzo się zmieniły.
Jedno z wytłumaczeń, które podsuwają nam nasi rozmówcy: eksperci podatkowi - jest takie, że gdyby urzędnicy czekaliby z oszacowaniem ustawy do maja, czyli na zakończenie tegorocznych rozliczeń podatkowych, zmiany mogłyby nie wejść w życie od lipca.
Tyle że zmiany te i tak nie wejdą od 1 lipca. W projekcie czytamy, że ustawa wchodzi w życie 1 stycznia 2023 r., ale z mocą wsteczną, czyli od 1 lipca 2022 r. Gdyby tak faktycznie było, zapłacilibyśmy za 2022 r. nie 12 proc. PIT – jak zapowiada rząd, ale 14,5 proc., gdyż nowa stawka podatkowa obowiązywałaby tylko przez część tego roku, a nie cały. Wychwycono tę lukę. Aby więc stawka 12-proc. obowiązywała przez cały rok, w ustawie znalazł się zapis, iż de facto zadziała ona od 1 stycznia 2022 r., chociaż ma w teorii obowiązywać od lipca.
Prawdziwa podróż w czasie, prawda?
Sprawiedliwość społeczna i podatkowa
Druga kwestia, dużo istotniejsza, dotyczy samej zasadności reformy podatkowej. PiS wprowadzając Polski Ład zapewniał Polaków, że system będzie bardziej progresywny: skorzystają na tym rozwiązaniu najbardziej ci, którzy mają najniższe dochody. Tymczasem obniżka PIT i likwidacja ulgi dla klasy średniej spowoduje, że na zmianach mogą skorzystać bardziej przedstawiciele klasy średniej, niż ci najbiedniejsi.
Jak wyliczyli eksperci: osoby, które zarabiają dziś płacę minimalną (3010 zł brutto miesięcznie) – nie zyskują i nie tracą na nowej reformie Sobonia, osoba o miesięcznym dochodzie 4 tys. zł ma zyskać 35 zł, a ta o zarobkach w wysokości 7,5 tys. zł – 65 zł. Przy zarobkach 10 tys. zł zyskiwałoby się już 210 zł miesięcznie.
Dysproporcję tę dostrzega również prof. Elżbieta Mączyńska, prezes Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego. W poniedziałkowym programie "Money. To się liczy" ekonomistka powiedziała, że system podatkowy w Polsce jest regresywny, to znaczy, że bogaci są łagodniej traktowani podatkowo niż ci biedniejsi.
- Niestety, przez te zmiany, które proponuje teraz rząd, działania na rzecz progresji podatkowej zostały znowu osłabione – zaznaczyła prezes Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego.
Prof. Mączyńska przypomniała również, że w latach 90. w Polsce stawka podatkowa dla najlepiej zarabiających wynosiła 40 proc., a nie jak to ma miejsce obecnie – 32 proc. Została ona obniżona na skutek działań lobby biznesowego.
Według ekonomistki, obniżenie PIT z 17 na 12 proc. w obecnej sytuacji – gdzie rosną wydatki m.in. na energetykę, dozbrojenie armii, czy ochronę zdrowia - to nie najlepszy pomysł. Tym bardziej, że jesteśmy jednym z państw o najniższych wpływach z podatków dochodowych w Unii.
Podatki dla najlepiej zarabiających powinny - według profesor - zostać znacząco podniesione, ale przy jednoczesnym dość wysoko ustawionym progu dochodowym.
Przedsiębiorcy: doraźne łatanie dziur, a nie reforma!
Adwokat Michał Tarkowski, partner w Kancelarii Maniewski & Tarkowski Adwokaci i Radcowie Prawni oraz przewodniczący Komitetu Podatkowego Pracodawców RP, broni jednak pakietu Sobonia.
Uważa, że nie ma w tym żadnej niesprawiedliwości podatkowej, gdyż lepiej zarabiający obywatele płacą wyższe podatki, więc też nominalnie bardziej korzystają na zmianach podatkowych, niż ci, którzy płacą niewielkie podatki lub nie płacą ich wcale.
Zdaniem adw. Tarkowskiego zapowiadane zmiany podatkowe zmierzają w dobrym kierunku, obniżenie podatków ożywi gospodarkę. Jednak reformę podatkową - jego zdaniem - powinno się zrobić całościowo i prościej niż proponuje to rząd.
Prawnik zwraca też uwagę, że stawki podatków powinny być jak najniższe, ale nie powinno być już żadnych ulg podatkowych, które "prowadzą do wynaturzeń w systemie".
Jak przyznaje adwokat, wymagałoby to od ustawodawcy bardzo rzetelnego przeliczenia reformy. Takich wyliczeń w uzasadnieniu do obecnie procedowanej ustawy nie ma.
Jakub Bińkowski, dyrektor Departamentu Prawa i Legislacji Związku Przedsiębiorców i Pracodawców, jest zdania, że nie powinniśmy zbytnio przywiązywać się do tego, co obiecuje nam teraz rząd. - Polski Ład miał być na lata, a nie przetrwał nawet jednego kwartału.Trudno mieć pewność, że z poprawkami do tej ustawy będzie inaczej - uważa.
Jego zdaniem nakładki na nieudaną reformę podatkową to tymczasowa proteza. I tak nas nie ominie całościowa reforma podatkowa. System stał się zbyt skomplikowany, a budżet będzie potrzebował dodatkowych środków na zbrojenia i energetykę.
Zdaniem eksperta z ZPP w idealnym świecie podatkowym nie powinno być podatku dochodowego. W przypadku osób prawnych zastąpiłby go podatek przychodowy, który uszczelniłby system przez różnymi optymalizacjami, a osoby fizyczne - np. wszyscy pracownicy, rozliczaliby się jednolitą daniną obejmującą podatek i wszystkie należne składki.