Rodziny czekające na informacje o tym, jak dostać pieniądze na nowe lokum, musiały się nieźle nagłówkować, słysząc kolejne wypowiedzi prezesa partii, premiera rządu oraz ministra odpowiedzialnego za gospodarkę. Każdy mówił bowiem zupełnie co innego.
- Ci, którzy wezmą kredyt, kupią mieszkanie i będą mieli dzieci, od drugiego dziecka dostaną 20 tys. dopłaty do kredytu przez państwo, na trzecie to 60 tys., kolejne do szóstego po 20 tys. Razem do 160 tys. zł - zaczął Jarosław Kaczyński.
Po paru minutach na scenę wszedł już premier Mateusz Morawiecki i kwota nagle się zmniejszyła. - Chcemy, by w tych rodzinach, w których pojawi się drugie i kolejne dziecko, następowała pewna kwota umorzenia. Będzie to program do 150 tys. zł umorzenia - mówi szef rządu.
Co na to Jarosław Gowin? Wicepremier i minister rozwoju podał jeszcze inną - kwotę do 145 tys. zł dla rodziny z szóstką dzieci. Plus jest taki, że prawdopodobnie nie trzeba będzie zaciągać kredytu, bo minister wprowadził nowy instrument - bon mieszkaniowy.
- Wysokość bonu mieszkaniowego będzie uzależniona tylko od jednego wskaźnika: liczby osób, które składają się na tę rodzinę: im więcej dzieci, tym ten bon mieszkaniowy będzie wyższy. Również ten wskaźnik będzie wzrastał w przypadku osób z niepełnosprawnością - mówił na konferencji.
Według informacji ze strony jego resortu, programy dopłat mają być dwa: społeczny i rodzinny. W tym drugim będzie można uzyskać 145 tys., ale trzeba będzie nie mieć mieszkania lub domu (ewentualnie mniejszy niż 65 mkw.), a przede wszystkim być rodzicem aż 6 dzieci. Takich rodzin nie jest jednak w Polsce wiele. Rodziny z mniejszą liczbą dzieci będą otrzymywać odpowiednio mniejsze dopłaty. Z kolei w ramach społecznego bonu mieszkaniowego pieniądze będą dla pojedynczych osób (5 tys. zł) i dla małżeństw bez dzieci (10 tys. zł).
O czym zaś mówili Kaczyński i Morawiecki? O dofinansowaniu kredytów hipotecznych. Młode rodziny otrzymają gwarancję bankową do kwoty 100 tys. zł - ma to zastąpić wkład własny. Gdy urodzą im się dzieci, państwo spłaci im do 20 tys. zł przy drugim dziecku, do 60 tys. zł przy trzecim i znów do 20 tys. przy kolejnym.
Skomplikowane jak dom na zgłoszenie
To niejedyna niejasność. Jarosław Kaczyński mówił, że będzie można postawić domy o powierzchni do 70 mkw. Jak dodawał, będzie to możliwe "bez księgi, bez kierownika". Dodał, że mogą one mieć do 90 mkw. razem z poddaszem.
Chwilę później Mateusz Morawiecki doprecyzował, że chodzi o powierzchnię do 70 mkw., ale w obrysie budynku. Jak możemy się domyślić, 90 mkw. to maksymalna powierzchnia użytkowa.
Premier i tu się też pomylił. Tłumaczył, że budynek będzie można postawić na zgłoszenie tam, gdzie jest miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego. To dokument uchwalany przez gminy, który - w uproszczeniu - mówi, co może na danym terenie powstać (np. budynki mieszkaniowe, bloki, fabryki albo handel). Planów w Polsce jest niestety niewiele. Jednak w pisemnym podsumowaniu zapowiedzi jest mowa tylko o tym, że "realizacja budynków jednorodzinnych o powierzchni zabudowy do 70 mkw. będzie możliwa na podstawie zgłoszenia".