Na całym świecie na COVID-19 zmarło ponad 4 mln ludzi, wykryto też około 187 mln zakażeń. Ucierpiała mocno globalna gospodarka i rynek pracy. W wyniku koronakryzysu zatrudnienie na świecie zmniejszyło się aż o 110 mln.
Eksperci Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD), która zrzesza 36 państw świata (w tym Polskę), przygotowali kompleksowy raport, w którym podsumowali dotychczasowe skutki pandemii i nakreślili perspektywy odbudowy rynku pracy.
Wyliczyli, że w krajach grupy OECD w kryzysie pracę straciło około 20 mln ludzi. W porównaniu z 2019 rokiem nie pracuje i nie szuka zajęcia około 14 mln osób więcej.
Specjaliści oceniają też, że przed pandemią średnie bezrobocie było na poziomie 5,3 proc., by następnie sięgnąć blisko 9 proc. Spadło już do 6,3 proc., ale jest jeszcze trochę do nadrobienia.
Jak długo zajmie powrót do stanu sprzed epidemii z 2019 roku? Według ekspertów OECD, średnio niecałe 4 lata. To perspektywa końcówki 2023 roku, czyli dość odległa. Statystyki zawyżają m.in. Izrael, Islandia i bliskie nam geograficznie Czechy. Im nadrobienie zaległości może zająć około 5 lat.
Nawet przyszły rok to może być za wcześnie dla Kanady, Szwajcarii, Wielkiej Brytanii czy USA. Za to w gronie czterech krajów, które najszybciej zapomną o pandemii, jest Polska. Eksperci OECD szacują ten czas na około 1,5 roku, co oznacza, że w zasadzie w połowie 2021 roku wszystko w naszym kraju mogło wrócić już do normy.
Trzy atuty polskiego rynku pracy
- To dość optymistyczne prognozy. Uważam, że rynek pracy w Polsce będzie potrzebował trochę więcej czasu na powrót do stanu sprzed kryzysu - przyznaje Andrzej Kubisiak, zastępca dyrektora Polskiego Instytutu Ekonomicznego (PIE).
Ekspert, który od wielu lat uważnie przygląda się rynkowi pracy w naszym kraju, ocenia, że w przypadku stosunkowo łagodnego przebiegu ewentualnej czwartej fali COVID-19, główne wskaźniki rynkowe powinny wrócić do stanu sprzed pandemii około wiosny lub lata przyszłego roku.
Przyznaje jednak, że widzi trzy powody, dla których polski rynek pracy jest tak dobrze oceniany i na tle innych krajów w tym kryzysie wygląda dużo lepiej. Wynika to z demografii, struktury gospodarki i wsparcia państwa.
Andrzej Kubisiak zauważa, że przed kryzysem firmy zgłaszały duże zapotrzebowanie na pracowników, ale często brakowało rąk do pracy. Pandemia możliwości rynku pracy ograniczyła, jednak w większym stopniu odbiło się to na wycięciu wakatów niż zwalnianiu ludzi.
Po drugie, kryzys uderzył gównie w sektor usługowy. Cierpiała gastronomia, hotelarstwo i sektor kulturalny.
- W Polsce udział tych branż w gospodarce jest bardzo mały. Hotelarstwo i gastronomia odpowiada za około 2 proc. zatrudnienia. Choć tam problemy były duże, w skali całego rynku pracy nie były aż tak widoczne - podkreśla ekspert PIE.
Dodaje, że w zestawieniu tych liczb z innymi krajami, gdzie np. turystyka odgrywa większą rolę, polski rynek pracy wypada relatywnie lepiej.
Trzeci atut? - W Polsce pakiet antykryzysowy względem PKB był jednym z najwyższych. A do skutecznego wykorzystania wsparcia przyczynili się zarówno pracodawcy, którzy z pomocy chcieli skorzystać, jak i pracownicy, którzy na konkretne zmiany warunków pracy musieli się zgodzić. To w dużej mierze się udało - ocenia Kubisiak.
Czwarta fala i perspektywy dla rynku pracy
- Nie spodziewałam się, że po tym, co działo się na rynku pracy na początku pandemii, obecne statystyki będą wyglądały tak optymistycznie - przyznaje dr Kaja Prystupa-Rządca z Akademii Leona Koźmińskiego (ALK).
Raport OECD był opracowywany przez kilka miesięcy, nie wzięto także pod uwagę ewentualnej czwartej fali. Czy może ona coś zmienić?
Widoczny w ostatnich miesiącach spadek bezrobocia ma szansę się utrzymać, bo - jak wskazuje ekspertka - wakacje zawsze sprzyjają zatrudnianiu. W związku z ewentualną czwartą falą koronawirusa, która może się pojawić już w sierpniu, nie spodziewa się większego wzrostu bezrobocia, choć przyznaje, że jakaś wzrostowa korekta po dłuższym okresie spadków będzie możliwa.
- Ewentualna czwarta fala nie powinna mocno uderzyć w rynek pracy, a na pewno nie tak, jak było w 2020 roku. Duża część firm przez ponad rok dostosowała się do nowych warunków rynkowych i jest lepiej przygotowana do stawienia czoła wyzwaniom związanym np. z pracą zdalną. A najsłabszych podmiotów często już na rynku nie ma - uważa Kaja Prystupa-Rządca.
Przyznaje, że czarne chmury wiszą głównie nad branżą hotelarską i gastronomiczną. Nawet bez większych restrykcji firmy mogą mieć problemy. Pracownicy nie będą się czuli pewnie i mogą wybierać raczej zatrudnienie w bardziej stabilnych branżach.
- Ważna na rynku pracy jest elastyczność. W cenie mogą być pracownicy fizyczni do prac wymagających mniejszych kwalifikacji, bo takim osobom łatwiej jest się przekwalifikować. Bardzo widoczny jest trend przepływu pracowników z branży hotelowej czy gastronomicznej do marketów czy handlu oraz logistyki. Efektem COVID był m.in. boom na kurierów - zauważa.
Ekspertka ALK wskazuje, że motorem odbudowy rynku pracy po pandemii będzie m.in. branża IT.
- Cały świat jest online i coraz więcej Polaków wysoce wykwalifikowanych znajduje zatrudnienie w firmach międzynarodowych. Pracują w domu, w kraju, ale świadczą usługi dla zagranicznych podmiotów. I zapotrzebowanie na takie osoby jest większe niż możliwości rynku - ocenia.