W sieciach handlowych coraz rzadziej można trafić na polską wieprzowinę. W niektórych sklepach nie ma jej wcale. Zdaniem ekspertów, na krajowym rynku co najmniej połowa wieprzowiny pochodzi z zagranicy. A i tak są to bardzo ostrożne szacunki.
Dlaczego się tak dzieje? Przez chów. W Polsce nie ma bowiem pełnego cyklu hodowlanego prosiąt. Zwierzęta się sprowadza, a następnie tuczy.
- Dziś przetwórstwo jest w rękach zagranicznych koncernów. Najczęściej jest tak, że rolnik podpisuje kontrakt na sam chów trzody. Następnie dostaje prosiaki z Danii, Holandii lub Niemiec oraz worki z karmą. W zamian ma gwarancję zapłaty, jak dostarczy wyrośnięte tuczniki – powiedział money.pl Michał Kołodziejczak, prezes AGROunii.
Drugi powód to import. W ubiegłym roku do Polski przywieziono 763 tys. ton mięsa wieprzowego (o 6,5 proc. więcej niż przed rokiem) oraz ponad 8 mln sztuk żywych świń (wzrost w ciągu roku o 17 proc.). Na polskie stoły trafia wieprzowina z Niemiec czy Hiszpanii.
Z kolei krajowe mięso trafia do Włoch, Czech czy na Słowację. Popularnym kierunkiem są Stany Zjednoczone. W ubiegłym roku za ocean wyeksportowaliśmy ok. 60 tys. ton mięsa wieprzowego z Polski.
- Najlepsza świeża wieprzowina jest eksportowana za granicę, a na polski rynek trafiają importowane tusze, nawet po kilku latach przechowywania w chłodni. Taki biznes wspierają wielkie sieci handlowe, którym zależy na tanich kiełbasach i parówkach – komentuje Kołodziejczak.
Jeszcze cztery lata temu liczba stad trzody chlewnej w Polsce wynosiła 244 tys. Dziś to 154 tys. (dane Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa). Pogłowie trzody nie zmieniło się i nadal wynosi ok. 11 mln sztuk. Średnia liczba świń przypadających na jedno gospodarstwo to 71. Dla porównania u hodowcy z Danii to 3 tys. sztuk, a z Niemiec – 1 tys. sztuk.
Tymczasem wielu rolników odchodzi z biznesu. Szacuje, że w ostatnich latach nawet 90 tys. gospodarstw zrezygnowało z chowu trzody chlewnej, a wiele z nich zbankrutowało.
Mimo że krajowa produkcja wystarczy na zaledwie 65 proc. zapotrzebowania wieprzowiny, okazuje się, że hodowcy mają też problem ze sprzedażą swoich tuczników. Zwierzęta są mocno przerośnięte, a fermy wielkopowierzchniowe nie chcą takich sztuk.
- Polski hodowca starannie liczy, co ile kosztuje. Gdy pojawia się ryzyko dla produkcji, np. spowodowane wirusem Afrykańskiego Pomoru Świń, to łatwiej jest zrezygnować z produkcji i przenieść do innego działu – wyjaśnia prof. prof. Tomasz Twardowski, przewodniczący Komitetu Biotechnologii PAN.
I dodaje: - Importujemy nie tylko więcej żywności, ale też więcej pasz, od których zależy to, ile jedzenia wyprodukujemy. Taka sytuacja ma wpływ na bezpieczeństwo żywieniowe.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl