O sprawie pisze portal Gospodarkamorska.pl, który przypomina, że Polacy zawarli umowę ze Szwedami 5 lat temu, a jej wartość sięgnęła wysokości 130 mln euro. Stronę polską reprezentowały zarządy portu Szczecin-Świnoujście i Polskiej Żeglugi Bałtyckiej (armatora promowego). Natomiast stronę szwedzką - władze portu Ystad.
Celem umowy było wprowadzenie do eksploatacji dwóch promów, które połączyłyby Świnoujście z Ystad. Polski armator miał przygotować dwie maszyny, a pierwsza z nich miała wyruszyć w dziewiczy rejs już w 2019 roku. Promy miały mieć 228 m długości, 31 m szerokości i 900 miejsc dla pasażerów.
Szwedzi natomiast zobowiązali się do rozbudowania nabrzeży i dostosowania ich infrastruktury do obsługi promów po to, by m.in. można było je tankować. Prace w Ystad zostały już ukończone i kosztowały 950 mln koron.
A co z polskimi promami? Położona została pod jedną maszynę stępka w czerwcu 2017 roku. Prace jednak nie wyszły poza fazę projektową.
Czytaj więcej: Trzy lata od podłożenia stępki, a nie ma nawet planów promu. A jeszcze niedawno Szczecin był numerem jeden w Europie
Portal Gospodarka Morska zwraca uwagę, że cierpliwość traci już Unia Europejska. Jeżeli prace nadal się nie posuną, to Bruksela wycofa wkład na rozbudowę portu w Ystad w wysokości 250 mln koron.
Sprawdź: Stocznia w Świnoujściu do likwidacji. Odbudowa polskich stoczni to bolesna porażka rządu
- 250 mln koron szwedzkich do ogromna kwota dla Ystad. Co więcej, nawet jeśli uda się nam utrzymać dotację, przez kolejne lata do budżetu nie wpłyną dochody związane z nowymi miejscami dla promów w porcie - mówi Kristina Bendz, przewodnicząca zarządu miasta Ystad, cytowana przez portal gospodarkamorska.pl.