Absurdalną sytuację opisuje "Dziennik Gazeta Prawna". I jako przykład podaje właśnie wynagrodzenie postojowe.
Przypomnijmy, że pracodawca w ramach tarczy antykryzysowej może zaoszczędzić na pracownikach na dwa sposoby. Pierwszy - obniża wymiar czasu pracy do połowy etatu i wysyła pracownika do domu. Bo w pracy i tak nie miałby co robić.
Druga forma to obniżenie wymiaru czasu pracy o 20 proc. wraz z taką samą obniżką pensji. Tu jednak trzeba pracować - w wielu przypadkach przez 4 dni w tygodniu (choć zdarza się, że trzeba pracować na pełny etat mimo obniżki pensji).
"DGP" podaje przykład dwóch pracowników o jednakowych kwalifikacjach i pensji po 2600 zł brutto każdy. Przy czym szef decyduje - jeden idzie na postojowe i siedzi w domu, a drugi pracuje na 80 proc. etatu.
Okazuje się, że wyższą pensję może dostać ten pierwszy. Mimo że do pracy nie chodzi. Jak to możliwe?
Przepisy tarczy antykryzysowej pozwalają na obniżenie wymiaru czasu do połowy etatu, ale pensja nie może być niższa niż minimalne wynagrodzenie za pracę w 2020 roku. Czyli 2600 zł brutto.
Pracownik na postojowym, który przed pandemią zarabiał właśnie minimalną krajową, nawet po obniżce etatu o połowę niższej pensji nie dostanie. Nadal będzie dostawał tyle samo.
Ten drugi zaś będzie pracował 80 proc. etatu. Dostanie więc 80 proc. pensji czyli 2080 zł brutto. Dlaczego? Tarcza antykryzysowa mówi, że w jego przypadku również nie można zarabiać mniej niż minimalna krajowa, ale "z uwzględnieniem wymiaru czasu pracy". Czyli skoro pracownik ma 0,8 etatu, to limit stanowi również 80 proc. płacy minimalnej.
Efekt? Pracownik na postojowym zarobi 2600 zł brutto mimo że nie pracuje, a pracownik wykonujący swoje obowiązki przez 4 z 5 dni w tygodniu - otrzyma 2080 zł brutto. Wszystko w majestacie prawa.
- To budzi poczucie niesprawiedliwości, zwłaszcza że może chodzić o pracowników tego samego działu przedsiębiorstwa. Zatrudniony, który stawiał się w firmie - a więc ponosił też większe koszty − i przepracował 80 proc. swojego normalnego wymiaru czasu pracy, otrzyma mniejsze wynagrodzenie od tego, który w ogóle nie musiał wykonywać obowiązków - komentuje w "DGP" Adam Kraszewski, radca prawny, szef praktyk prawa pracy w kancelarii GESSEL.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl