- W pierwszym dniu marcowego posiedzenia Rady Polityki Pieniężnej (5 marca - przyp.red.) doszło do olbrzymiej kłótni pomiędzy członkami Rady - mówi w rozmowie z money.pl osoba z kręgów RPP, chcąca zachować anonimowość. Nasz informator podkreśla, że ostra sprzeczka trwała ponad godzinę.
Kłótnia w NBP. Przemysław Litwiniuk w centrum sporu
- Niektórym w NBP puszczają nerwy. Jeden z członków Rady zarzekał się, że choć oczywiście nie ogląda TVN-u, to zmusił się, by zobaczyć program "Czarno na białym" poświęcony bankowi centralnemu. Wypowiadał się w nim Przemysław Litwiniuk, członek RPP, który został powołany z ramienia opozycyjnego wtedy wobec PiS Senatu. Litwiniuk w programie opowiadał o tym, jak niektórzy członkowie, którzy głosowali wraz z Glapińskim (Adamem, przewodniczącym RPP - przyp. red.), teraz zostali jego doradcami - relacjonuje osoba, znająca kulisy zajścia.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- To bardzo nie spodobało się osobom, które trafiły do Rady z ramienia Sejmu i prezydenta, czyli związanych z poprzednią władzą. Jedna z osób mówiła, że "insynuacje Litwiniuka" są po prostu obrzydliwe. Zaczęła się ostra jatka trwająca ponad godzinę - dodaje nasz rozmówca.
Reportaż magazynu "Czarno na białym" pt. "Jak w banku" został wyemitowany pod koniec lutego. Przemysław Litwiniuk mówił w nim o opisywanej szeroko przez media sytuacji, w której doradcami prezesa NBP Adama Glapińskiego (jak np. Grażyna Ancyparowicz czy Jerzy Kropiwnicki), bądź członkami zarządu banku (jak w przypadku Rafała Sury) zostają osoby, które wcześniej były członkami Rady. Bank w zeszłym roku ukrywał ich pensje i nie odpowiadał na pytania dziennikarzy, co doprowadziło do jeszcze większych kontrowersji. Więcej o sprawie TUTAJ.
- Istnieją mechanizmy podporządkowywania członków zarządu woli prezesa NBP. Jeśli popatrzymy na liczbę doradców prezesa, którzy wcześniej byli członkami Rady Polityki Pieniężnej, to wygląda to czasem, jak ciężka praca na zaskarbienie sobie zaufania w zamian za wierne głosowanie - przekonywał Litwiniuk.
"Byłem osądzany za poglądy"
Wcześniej w jeszcze mocniejszych słowach całą sprawę opisywała "Rzeczpospolita". "Stanowisko doradcy prezesa NBP to nieomal słownikowy przykład synekury. Jest dobrze płatne, ukryte przed oczyma opinii publicznej, a ustawa o NBP nie precyzuje, jakie są kryteria zatrudnienia w tej roli" - mogliśmy przeczytać w listopadzie 2023 r. Na marcowym posiedzeniu ten temat odżył ze zdwojoną siłą.
Z ust jednego członka RPP padł zarzut, że niby jakim prawem wypowiada się on o innych, zarzucając im niecne intencje. Kiedy dostał odpowiedź, że sam zarzucał swego czasu napisanie Najwyższej Izbie Kontroli "politycznego" sprawozdania z działalności Rady, nagle zabrakło mu argumentów. To niebywałe, jak wybiórcza potrafi być pamięć ludzka - słyszymy od naszego rozmówcy.
Zapytaliśmy o to zdarzenie samego zainteresowanego. Przemysław Litwiniuk nie chce ujawniać szczegółów, ale potwierdza, że kłótnia miała miejsce.
- Przebiegu i miary emocji u mówców nie wolno mi relacjonować, ale faktem jest, że mniej więcej przez taki czas (przez ok. godzinę - przyp. red.) byłem osądzany za poglądy i formę ich głoszenia. Żałować można, że "wygrałem" konkurencję o czas i uwagę Rady z procesami inflacyjnymi w gospodarce - mówi w rozmowie z money.pl członek RPP.
Stanowisko Rady ws. Trybunału Stanu
Bronienie mechanizmów stosowanych przez prezesa Glapińskiego i pełna lojalność najpełniej emanowała jednak dopiero dzień później. Jak dowiaduje się money.pl, w minioną środę w ostatnim punkcie posiedzenia RPP, już po głosowaniu nad poziomem stóp procentowych, do porządku obrad dodano głosowanie nad uchwałą ws. obrony prezesa NBP przed postawieniem go przed Trybunałem Stanu.
- Część członków RPP stojąca w opozycji do Glapińskiego stwierdziła, że tak naprawdę nie ma do czego się odnosić, bo żaden oficjalny dokument w tej sprawie nie ujrzał do tej pory światła dziennego. Co więcej, absurdalne wydaje się, żeby Rada sprzeciwiała się zapisom Konstytucji, która taką procedurę dopuszcza - twierdzi nasz informator.
Co takiego znalazło się więc w tym dokumencie?
W naszej ocenie naruszyłoby to (odsunięcie prezesa - przyp.red.) niezależność personalną banku centralnego, a w efekcie wywołałoby negatywne skutki dla Polaków i polskiej gospodarki, w szczególności za sprawą podważania zaufania do stabilności systemu finansowego oraz postrzegania polskiego banku centralnego jako elementu Europejskiego Systemu Banków Centralnych i innych międzynarodowych instytucji finansowych - stwierdziło sześcioro członków RPP w piśmie.
Pod dokumentem podpisali się: Iwona Duda, Ireneusz Dąbrowski, Gabriela Masłowska, Wiesław Janczyk, Cezary Kochalski oraz Henryk Wnorowski. Wszyscy wybrani przez władzę związaną z PiS. Zabrakło podpisów Joanny Tyrowicz, Ludwika Koteckiego i Przemysława Litwiniuka wybranych przez Senat. Wszystko wydarzyło się tuż po publikacji money.pl, w której Janusz Cichoń odpowiedzialny za dokumentację ws. postawienia przed Trybunałem Stanu prof. Adama Glapińskiego, wskazał, że kluczowe dla sprawy ma być posiedzenie parlamentu 20 marca.
- Część członków RPP nie chciała mieć z tym dokumentem nic wspólnego i szybciej wyszła z sali. Uznali go za czystej krwi akt polityczny - słyszymy.
Trybunał Stanu dla prof. Glapińskiego
O prace nad wnioskiem ws. postawienia prezesa NBP przed Trybunałem Stanu zapytaliśmy Ryszarda Petru, szefa sejmowej komisji gospodarki i rozwoju, podczas LSE SU Polish Economic Forum w Londynie.
Petru zapowiada, że w Polsce niebawem zacznie się szeroka debata nad NBP. - Nie chcemy teraz ogłaszać całej argumentacji przeciwko Adamowi Glapińskiemu. Nie byłoby to skuteczne. Zresztą, to będzie jeszcze przedmiot naszych rozmów. Wiele zarzutów wobec szefa NBP już padało w debacie publicznej. Nie sądzę, żebyście byli państwo zupełnie zaskoczeni zarzutami, które zaraz ujrzą światło dzienne - tłumaczył.
Jego zdaniem trzeba przy tym pamiętać, że nie wszystkie rzeczy, za które można negatywnie oceniać bank centralny, są zarzutami konstytucyjnymi.
- To, że źle walczył z inflacją, takim zarzutem nie jest, ale to, że kupował obligacje podczas pandemii, już tak. Innymi słowy, to za co Polacy go nie lubią, nie jest tym, za co powinien stanąć przed Trybunałem Stanu - zaznaczył Petru.
Kontrowersyjne obligacje
Ekipa Donalda Tuska obiecała przed ubiegłorocznymi wyborami parlamentarnymi rozliczenie Adama Glapińskiego. Prace w tej sprawie już trwają. Money.pl widział opracowanie prawne koalicji. Jest to niejako ściągawka, sporządzona przez prawników, w tym byłych sędziów Trybunału Stanu, w której wypunktowane są możliwe przekroczenia prawa przez prof. Glapińskiego, jak i cały zarząd NBP.
Jednym z głównych zarzutów jest ten, o którym wspomina Ryszard Petru, czyli zakup obligacji rządowych i PFR/BGK przez NBP z czasów pandemii.
Ustawa o banku centralnym zabrania bowiem pokrywania deficytu budżetowego przez zaciąganie zobowiązań w banku. Według autorów opracowania, NBP "działał świadomie celem obejścia tego zakazu w porozumieniu z Radą Ministrów, PFR/BGK oraz dwoma bankami komercyjnymi". Grozi za to zarzut o przekroczenie uprawnień z artykułu 231 KK.
Zdaniem prawników współpracujących z koalicją odpowiedzialność mogą ponieść w tej sprawie także członkowie zarządu banku. Pytanie, czy powstała w tej sprawie specjalna uchwała, czy była to jednoosobowa decyzja Adama Glapińskiego. Co więcej, w ich opinii "odpowiedzialność ta jest niezależna od ewentualnego postępowania przed Trybunałem Stanu". Innymi słowy, osobno sprawą może zająć się prokuratura.
"Odpowiedzialność karna dotycząca przekroczenia uprawnień w tym samym stopniu co NBP obejmuje premiera Morawieckiego, prezesa Borysa (szefa PFR-u), prezes Daszyńską- Muzyczkę (b. prezeskę BGK), itp." - podsumowują prawnicy.
Damian Szymański, wiceszef i dziennikarz money.pl