Dyrektorzy szkół obawiają się rozpoczęcia roku szkolnego w momencie pandemii koronawirusa w Polsce. Część z nich chciała opóźnić o kilka tygodni rozpoczęcie zajęć stacjonarnych.
Mimo że część samorządów, jak choćby władze Zakopanego, ogłosiło już, że dzieci do tradycyjnej formy nauczania wrócą 28 września, a do tej pory lekcje będą online, plany te rozbiły się o odmowną decyzję sanepidu.
Podobnych przypadków było więcej, o czym pisze "Dziennik Gazeta Prawna". Dyrektorzy szkół zgłaszali do GIS, że w związku z przepełnieniem szkół (m.in. na skutek podwójnego rocznika), chcą wprowadzenia trybu mieszanego.
Część uczniów zaczęłaby naukę w ławkach, druga część zdalnie. W kolejnym tygodniu nasępiłaby zmiana. O takie rozwiązanie wnioskowały szkoły np. w Katowicach.
Sanepid jednak nie chce o tym słyszeć. - Ustaliliśmy, że przesłanką dla uruchomienia działań Państwowej Inspekcji Sanitarnej jest wystąpienie przynajmniej jednego dodatniego i potwierdzonego przypadku COVID-19. Profilaktycznie nie będziemy wydawać takich opinii, bo nie ma ku temu podstaw merytorycznych - tłumaczy na łamach DGP Izabela Kucharska, zastępca głównego inspektora sanitarnego.
Dyrektorzy szkół i samorządy podejrzewają, że sanepid ślepo realizuje zalecenia rządu, który wysyła uczniów do szkół, aby nie musieć wypłacać dodatkowego zasiłku opiekuńczego. GIS zaprzecza jednak, aby był odgórny przykaz.
Ale podobnego zdania są związki zawodowe nauczycieli. - Rząd myśli tylko o pieniądzach, a nie o zdrowiu i życiu dzieci i nauczycieli - mówił money.pl Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego. Jego zdaniem brak zgody MEN na naukę zdalną "ma posmak skandalu".