Strefa Schengen obejmuje 26 państw, w których mieszka 400 mln ludzi. To olbrzymi rynek, na którym przepływ towarów jest błyskawiczny. Korzystamy z tego dobrodziejstwa od 2007 roku. Dziś już niewielu pamięta, jak wyglądały kontrole graniczne i kolejki przed szlabanami.
Niestety wszystko to może wrócić. Coraz częściej wewnątrz UE pojawiają się głosy o konieczności stworzenia Unii dwóch prędkości. Linii podziału nie miałaby już wyznaczać tylko granica strefy euro, ale również to, czy dany kraj przyjmuje uchodźców. Ostatnim znaczącym głosem w tej sprawie były słowa francuskiego prezydenta.
- Nie chcę mieć w Schengen krajów, które są z tego zadowolone, kiedy chodzi o przepływ obywateli i dóbr, ale nie chcą przyjąć na siebie części ciężaru - powiedział niedawno Emmanuel Macron. Słowo "Polska" nie padło, ale wiadomo, że to m.in. nasz kraj miał na myśli, bo to właśnie Polska opiera się przyjmowaniu uchodźców.
Na odpowiedź ze strony polskiego premiera nie trzeba było długo czekać. Premier Morawiecki przywołał liczby pokazujące skalę francuskich problemów. Dowodzić tego mają liczby: 12 ofiar śmiertelnych i 4 tys. rannych podczas demonstracji "żółtych kamizelek".
Straty nie do oszacowania
- Trzeba pamiętać, że słowa te padają w kampanii wyborczej do PE. Dodatkowo Macron, mając trudności wewnątrz Francji, od samego początku tej kampanii wybiegał na europejskie podwórko i pokazywał, że problemy jego kraju wynikają z tych w UE - ocenia słowa francuskiego prezydenta dr Marcin Kędzierski, ekonomista Centrum Analiz Klubu Jagielońskiego i wykładowca Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie.
Ekspert zaznacza, że wyrzucenie kogokolwiek poza Schengen wydaje się teraz mało prawdopodobne. Jednak warto zauważyć, że niedawno tak myślano o brexicie.
Fundacja Bertelsmanna wyliczyła straty związane z likwidacją Schengen dla wszystkich 26 krajów na poziomie od 500 mld do 1,5 biliona euro do 2025 r. Same Niemcy miałyby stracić około 77 mld euro. Biorąc pod uwagę, że gospodarka naszego zachodniego sąsiada jest siedmiokrotnie większa niż nasza, można przyjąć, że straty dla Polski będą kilkukrotnie mniejsze.
Transportowa potęga zagrożona?
- Nie jest łatwo prognozować konsekwencje takich zmian. Przepływy handlowe to skomplikowana materia. Jest tu zbyt wiele zmiennych. Jednak z całą pewnością wpływ na gospodarkę byłby bardzo silny. Szczególnie że głównie drogami transportujemy towary - mówi dr Marcin Kędzierski.
Tymczasem dzięki budowie nowych odcinków autostrad i tańszym pracownikom wiele firm z Unii otwiera u nas swoje centra logistyczne, skąd towary dostarczane są na cały Stary Kontynent. Według danych firmy PwC blisko 60 proc. magazynów w Europie Środkowo-Wschodniej usytuowanych jest nad Wisłą.
Również nasze firmy transportowe przez ostatnie lata wyrosły na potęgę. Polska poza strefą Schengen byłaby dla nich poważnym wyzwaniem - Wykonujemy obecnie około 25 proc. transportów międzynarodowych na kontynencie pod względem ich wartości i aż 30 proc., licząc przewożone tony na kilometry - mówi money.pl Maciej Wroński, prezes organizacji pracodawców Transport i Logistyka Polska.
Jak zaznacza nasz rozmówca, branży to nie pogrąży, bo jest już europejską potęgą. Większość przewozów realizuje poza polską granicą i bez jej przekraczania. Tylko około 30 proc. przewozów to te z przekroczeniem naszej granicy. Jednak konsekwencje odczuje polska gospodarka i klienci w sklepach.
Drożej w sklepach
- Przede wszystkim dla naszych klientów oznaczałoby to wzrost kosztów, a co za tym idzie wzrost cen dla końcowego konsumenta. Straciłby też nasz eksport. Zwiększone koszty wymiany towarowej to mniejsza konkurencyjność polskich produktów na unijnym rynku. Ponadto kontrole na granicach wydłużyłyby znacząco czas przewozu towarów. W niektórych branżach liczy się każda godzina oraz przewidywalny czas dostawy - dodaje Wroński.
Jak zaznacza, nie chodzi tylko o towary szybko psujące się. Cały nasz sektor produkcji części i podzespołów do samochodów mógłby na tym stracić, bo ich przewóz odbywa się w reżimie "just in time". Tymczasem, według Polskiego Instytutu Ekonomicznego, eksport polskiego sektora motoryzacyjnego przekroczył w 2018 r. wartość 31 mld euro. Daje to 14 proc. polskiego eksportu towarowego ogółem.
- Ale oczywiście najmocniej odczuliby to nasi producenci żywności. Są towary, jak np. świeży drób, który musi być dostarczony w ciągu 24 godzin, i to na długich dystansach. Każdy przestój mógłby spowodować olbrzymie straty - mówi Wroński. Ta branża też bije kolejne eksportowe rekordy. Szacuje się, że w 2018 r. przekroczyła wartość 30 mld euro.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl