Pożar w firmie Aksam z Malca wybuchł po godz. 2. w nocy z piątku na sobotę (12-13 lipca). Jeszcze przed przyjazdem strażaków z zakładu ewakuowało się około stu pracowników. Nikt nie został poszkodowany. Ogień objął dwie hale produkcyjne przetwórstwa spożywczego. Dach jednej z nich zawalił się całkowicie, a drugiej częściowo. Pożar został opanowany wczesnym popołudniem w sobotę.
Firma Aksam to producent m.in. "Paluszków Beskidzkich". Wiceprezes Artur Klęczar zaznaczył przed kilkoma dniami, że firma chce jak najszybciej wznowić produkcję. Postój w działalności zakładu ma "w jak najmniejszym stopniu wpłynąć na dobro naszych pracowników, które zawsze było dla nas bardzo ważne i tym razem będzie tak samo".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Pożar w fabryce paluszków. Co z pracownikami?
W Aksam pracuje 600 osób. Firma zapewnia, że nie chciałaby nikogo zwalniać, a w ciągu miesiąca produkcja ma zostać wznowiona. Na razie do 65 proc. poziomu sprzed pożaru.
Na szczęście strażakom udało się obronić trzecią, największą halę i za to chylę przed nimi czoła. To dlatego, choć jesteśmy w trudnej sytuacji, z nadzieją możemy patrzeć w przyszłość. Mamy jeszcze stare hale, w których 32 lata temu zaczęła się historia marki "Paluszków Beskidzkich" - zaznaczył dla "Gazety Krakowskiej" Adam Klęczar.
Utrzymanie całego zespołu nie będzie łatwe. Gdy zostanie przywrócona częściowa produkcja, to "pracę znajdzie ok. 35 proc. załogi". - Pracownicy będą zatrudniani w systemie dwutygodniowym. Potem będzie wymiana załogi. Chcę, żeby każdy miał pracę. Jednak dwutygodniowa praca nie oznacza zmniejszenia wynagrodzenia. Będzie ono pełne. W naszej firmie zawsze na pierwszym miejscu stawialiśmy na człowieka i to się nie zmieni. Razem musimy przetrwać tren trudny dla nasz wszystkich okres - zadeklarował Klęczar.