Przez pandemie urzędnicy mają opóźnienie w wydawaniu pozwoleń na budowę. Inwestorzy muszą brać pod uwagę, że jeśli nie otrzymają pozwolenia do końca 2020 r., to w kolejnym roku będą musieli już dostosować projekt do bardziej surowych wymogów dotyczących zużycia energii pierwotnej.
W myśl przepisów, do przyjęcia których jesteśmy zobligowani przez prawo unijne, nowe budynki mają zużywać o 20 proc. mniej energii niż obecnie - pisze "Rzeczpospolita".
Tak więc zarówno deweloperzy, jak i osoby prywatne, będą musiały dostosować projekt do nowych wymogów, jeśli nie otrzymają pozwolenia na budowę do 31 grudnia tego roku.
Ministerstwo rozwoju, któremu podlega budownictwo, nie ignoruje jednak faktu, że w związku z pandemią pewne procedury realizowane są wolniej. Zapowiada zmianę przepisów, w myśl której wnioski o wydanie pozwolenia na budowę złożone do końca tego roku rozpatrywane będą na dotychczasowych zasadach – nawet jeśli urzędnik pochyli się nad nimi dopiero w 2021 r.
Inicjatywę ministerstwa docenił w rozmowie z "Rz" dr Łukasz Bernatowicz, wiceprezes BCC. Po pierwsze: przedsiębiorcy i inwestorzy prywatni oszczędzą czas i pieniądze, gdyż nie będą musieli przygotowywać kolejnego dokumentu.
- To także zwiększenie bezpieczeństwa obrotu gospodarczego i zaufania do racjonalności ustawodawcy – powiedział ekspert ds. prawa budowlanego.