Dobrina, 64-letnia opiekunka osób starszych z Bułgarii, wygrała w niemieckim sądzie sprawę o niewolniczą pracę. Wyrok nie jest jeszcze prawomocny, ale daje nadzieję innym wykorzystanym kobietom na wysokie odszkodowania.
Sprawę Dobriny opisał kilka dni temu niemiecki dziennik "Deutsche Welle". Bułgarka w 2015 roku podpisała umowę z bułgarską agencją pracy. Miała opiekować się 96-letnią Niemką przez 6 godzin dziennie. Stawka wynosiła 960 euro miesięcznie. W praktyce jednak wyglądało to zupełnie inaczej.
- Pani Dobrina miała umowę o pracę z bułgarską agencją, zgodnie z którą miała pracować 30 godzin w tygodniu. Jak wiadomo, w opiece domowej opiekunowie pracują lub są w stanie gotowości do 24 godzin na dobę – relacjonuje nam Agnieszka Misiuk z Faire Mobilitaet, czyli projektu "Uczciwa mobilność". To jedna z inicjatyw Niemieckiej Konfederacji Związków Zawodowych, DGB.
Opiekunka przed sądem zeznawała: "Byłam do dyspozycji przez 24 godziny na dobę. Nie miałam dni wolnych ani czasu dla siebie. Musiałam nie tylko opiekować się starszą kobietą, ale także sprzątać, robić zakupy, prasować. Wstawałam w nocy, by odpowiadać na wezwania chorej podopiecznej".
Branża czeka na przełomową decyzję
Dobrina zaskarżyła swoją agencję pracy. Złożyła pozew do niemieckiego sądu. Ten, w pierwszej i drugiej instancji, przyznał kobiecie rację. Wygrała, ale wyrok nie jest jeszcze prawomocny. Ciąg dalszy nastąpi przed Federalnym Sądem Pracy.
- Liczymy, że zapadnie w nim wyrok na korzyść pani Dobriny. Będzie to przełomowa decyzja dla całej branży opieki. Oznaczałaby, że w przyszłości więcej kobiet zdecyduje się na egzekwowanie swoich praw w sądzie – komentuje Agnieszka Misiuk.
Podkreśla przy tym, że aby móc walczyć w sądzie, niezbędne jest skrupulatne prowadzenie dokumentacji czasu pracy oraz legalne zatrudnienie w Niemczech (może być zlecenie).
Sprawę w Niemczech mogą założyć również te osoby, których nie stać na wynajęcie prawnika. Można otrzymać tzw. Prozeskostenhilfe. To pożyczka od państwa, udzielana osobom, których ze względów na niskie dochody nie są w stanie ponieść kosztów prawnika i procesu.
Pieniądze są zwracane rządowi dopiero, gdy dana osoba zaczyna zarabiać lub poprawia się jej status materialny (bo np. zostało jej przyznane odszkodowanie). Sąd sprawdza to co 4 lata.
Swoich praw przed sądami nie mogą natomiast dochodzić osoby, które zatrudnione są w Niemczech "na czarno". Od takich umów nie są odprowadzane żadne podatki i składki ubezpieczeniowe. Osoby pracujące w szarej strefie nie tylko nie są chronione, ale narażają się na odpowiedzialność prawną.
Dobry sygnał, ale potrzebne lepsze przepisy
Piotr Szumlewicz, przewodniczący Związkowej Alternatywy, która zrzesza również opiekunki osób starszych, cieszy się z wygranej Bułgarki - o ile oczywiście Federalny Sąd Pracy nie zmieni decyzji niższych instancji.
- Sprawa ta stanowi sygnał dla firm zatrudniających do pracy na terenie Niemiec, że można uzyskać odszkodowanie za demonstracyjne łamanie prawa – ocenia związkowiec. I dodaje: - Potrzebne są jednak jasne, precyzyjne przepisy, które zakażą wyzysku opiekunek, a zarazem będą konsekwentnie karać wszystkie agencje łamiące prawo.
Jak informuje Szumlewicz, Związkowa Alternatywa dostaje dziesiątki skarg od polskich opiekunek pracujących w Niemczech. Większość przypadków dotyczy, podobnie jak to było w sprawie bułgarskiej opiekunki, zaniżania wynagrodzeń i braku limitów czasu pracy.
Będą pozwy z Polski?
- Na tym obszarze na bieżąco interweniujemy i walczymy z nadużyciami. Zastanawiamy się nad wybraniem kilku najbardziej uderzających przypadków łamania prawa wobec polskich opiekunek, aby zgłosić pozwy do sądu – zapowiada związkowiec.
Według Szumlewicza w sytuacji polskich opiekunek w Niemczech kluczowy jest brak precyzyjnych uregulowań dotyczących rodzaju zawieranych umów i szkodliwa rola wielu agencji zatrudnienia.
- Naszym celem jest zawarcie układu zbiorowego dla całej branży opiekuńczej i eliminacja pośrednictwa agencji zatrudnienia tak, aby polskie opiekunki były zatrudniane przez polskie i niemieckie instytucje rządowe. Gdyby się to udało, wszystkie opiekunki musiałyby mieć umowy etatowe i byłyby w pełni objęte przepisami prawa pracy. Znacznie łatwiej byłoby wtedy egzekwować ich prawa dotyczące czasu pracy czy stawek za nadgodziny – wyjaśnia szef Związkowej Alternatywy.
Dodaje, że na razie musi wystarczyć im pismo z polskiego ministerstwa pracy, zgodnie z którym polskie opiekunki powinny być traktowane tak samo, jak niemieckie. To interpretacja przepisów, które niedawno zostały przyjęte przez Sejm (chodzi o transpozycję unijnej dyrektywy o delegowaniu pracowników do pracy za granicę).
- To krok w dobrą stronę, tylko że za tą wykładnią muszą iść konkretne działania. Liczymy, że rząd potraktuje te słowa poważnie – podsumowuje Szumlewicz.