Bartosz Kostro-Olechowski od dłuższego czasu zastanawiał się nad przekwalifikowaniem się. Dotychczas pracował na różnych stanowiskach biurowych w instytucjach badawczych. Jak wiele osób przed nim, pan Bartosz stwierdził, że spróbuje swoich sił w branży IT. Zaangażował się więc w naukę programowania. Na razie, jak twierdzi, zdobyte umiejętności na nic się zdały.
- Przez dłuższy czas zbierałem pieniądze na kursy i e-booki. Niestety, pandemia koronawirusa i realia rynku IT pogrzebały moje nadzieje na szybkie znalezienie pracy – przyznaje.
Skąd taki wniosek? Pan Bartosz przez kilka miesięcy dokładnie obserwował rynek pracy IT. Okazało się, że poza kilkoma pojedynczymi przypadkami, ofert dla osób z jego kompetencjami, czyli dla tak zwanych juniorów, nie było.
- Poczułem rozczarowanie. Najwięcej uwag mam do bootcampów (to intensywne szkolenia programistyczne - przyp. red.), których organizatorzy deklarują coś, co nie pokrywa się z realiami. Słyszy się zapewnienia, że można stosunkowo łatwo się przekwalifikować. Materiały marketingowe dają mylne poczucie, że branża jest bardzo chłonna, jeśli chodzi o juniorów – komentuje mężczyzna.
Pandemia utrudnia nowicjuszom znalezienie pracy
Obserwacje pana Bartosza potwierdzają dane z branżowych raportów. W badaniu firmy No Fluff Jobs o sytuacji młodszych specjalistów na rynku IT czytamy, że przestrzeń dla nich mocno się skurczyła. Blisko połowa ankietowanych na pytanie, jak długo szukała nowej pracy, odpowiedziała, że jeszcze jej szuka. Co czwarty junior przyznał, że zdobycie pracy zajęło mu niespełna trzy miesiące, a 8 proc. szukało zajęcia przez pół roku. I wreszcie, co wydaje się być najbardziej uderzające, aż 77 proc. młodszych specjalistów ocenia znalezienie pracy jako po prostu trudne.
W raporcie czytamy, jakie są przyczyny takiej sytuacji. Jedna z nich to pandemia koronawirusa. Tu pojawia się pytanie, dlaczego rzeczywistość, w której przyszło nam funkcjonować, stanowi barierę, skoro eksperci powtarzają, że koronakryzys przyspieszył transformację cyfrową firm? Okazuje się, że właśnie przez nagłą zmianę zasad gry firmy chcą realizować swoje projekty szybko, a do tego potrzebne są osoby, które mają co najmniej średnie doświadczenie i potrafią pracować samodzielnie. Druga rzecz to problemy z przyuczaniem młodszych specjalistów.
- Firmy muszą się nauczyć, jak pracować poza biurem. Zdalna firma to nie tylko pracownicy na home office, ale to także komunikacja i procesy, które zachodzą zdalnie. Wiele firm musi stworzyć zupełnie nowe środowisko dla obecnych pracowników, a dopiero potem zabrać się za wdrażanie do niego nowych osób, w tym juniorów – komentuje Jan Zborowski, twórca SoftwareMill.
- Myślę, że wdrożenie osoby bez doświadczenia zawodowego do organizacji jest bardzo trudne, a w modelu zdalnym, który wciąż wiele firm szlifuje, jeszcze trudniejsze – dodaje.
Doświadczeni mają teraz lepiej
Co ciekawe, praca zdalna, która z jednej strony utrudnia wdrożenie juniorom, jednocześnie daje nowe szanse specjalistom z większym doświadczeniem. Przy home office nie ma bowiem barier geograficznych. Kandydaci, którzy działają już na rynku, gdziekolwiek mieszkają, znaleźli się więc w uprzywilejowanej sytuacji.
Inna kwestia, która może działać jak zimny prysznic, to wynagrodzenia. Na ten temat wyrosło na temat branży IT mnóstwo mitów. Na przykład pięciocyfrowe pensje. A to coś, na co mogą liczyć jedynie pracownicy prezentujący bardzo wysoki poziom umiejętności.
Tymczasem połowa początkujących specjalistów IT zarabia między 3 a 5 tys. złotych netto, 30 proc. otrzymuje niecałe 3 tys. zł, a zaledwie 2 proc. jest w grupie szczęśliwców, którzy na juniorskim stanowisku zarabiają powyżej 8 tys. zł netto.
- To jest zły okres dla juniorów oraz zły okres dla osób, które przeceniają swoje umiejętności, a ukończyły wyłącznie kurs internetowy – przyznaje Mariusz Walczak, inżynier programowania, który zarządza zespołem deweloperów. - Problem tkwi w tym, że autorzy tych kursów zapewniają, że wystarczy zainwestować 4-6 tys. zł w naukę, a pieniądze te szybko się zwrócą, bo będziemy zarabiać krocie. Niestety, po kursie internetowym nie zostaniemy programistami z pensją w wysokości 15 tys. zł miesięcznie – dodaje.
Gdzie najczęściej juniorzy uczą się programowania? Na kursacu lub na pierwszym stopniu studiów informatycznych, które kończą się uzyskaniem licencjatu (32 proc.). Zaledwie 7 proc. kontynuuje naukę na poziomie magistra.
Niestey, wiele firm nadal "szyje" swoje oferty w taki sposób, aby ich odbiorcy myśleli, że po zakończeniu nauki na podstawie ich narzędzi, z marszu znajdą pracę. Jedna ze szkół z Gdyni nazwała nawet jeden ze swoich pakietów "Gwarancja pracy".
Chwilowy zastój?
- Mniejsza liczba ofert dla osób bez doświadczenia nie dotyczy wyłącznie programistów. Czy to chwilowy zastój? To nie jest pytanie do szkół programowania. My nie kształtujemy rynku pracy, ale pomagamy rozwijać umiejętności, które pozwalają wzmocnić na tym rynku swoją pozycję – komentuje Magdalena Rogóż, ekspertka ds. rynku IT ze szkoły programowania Kodilla.com.
- Branża IT ma wciąż bardzo dużo do zaoferowania, a jak czytamy w jednym z ostatnich raportów portalu pracuj.pl, programiści znaleźli się w trójce najczęściej poszukiwanych specjalistów w pierwszych trzech kwartałach 2020 roku. A skoro tak, to łatwo sobie wyobrazić, co będzie, jeśli to rzeczywiście jest tylko chwilowy zastój – dodaje Rogóż.
Niewykluczone, że gdy kryzys minie, rekruterzy z IT znów będą rozglądać się za juniorami. Młodzi specjaliści mogą więc poświęcić najbliższe miesiące na to, aby znaleźć coś, co wyróżni ich na tle innych kandydatów.
"Motywacja do nauki i dążenie do ciągłego rozwoju zawsze są w cenie. Jako junior warto nieustannie rozwijać swoje umiejętności i budować portfolio. Na przykład pisząc proste aplikacje czy rozwiązując zadania na portalach pozwalających szlifować swoje umiejętności z danego języka programowania" – czytamy w raporcie No Fluff Jobs.