Polska jest głównym krajem dla emigracji zarobkowej dla cudzoziemców spoza Unii. Tak przynajmniej wynika z danych Eurostatu, który przyjrzał się liczbie pozwoleń na pracę. W całym ubiegłym roku polskie władze wydały 625 tys. pozwoleń na pracę. Jest to ponad połowa wszystkich pozwoleń wydanych we wszystkich krajach członkowskich. W przypadku Polski zdecydowana większość uprawnień została przekazana obywatelom Ukrainy (551 tys.).
W całym 2019 roku Polska wydała jedną czwartą (724 tys.) wszystkich pozwoleń na pobyt w Unii Europejskiej, a więc obejmujących zarówno pracę, naukę, jak i przyjazd z powodów rodzinnych. Drugie w kolejce były Niemcy (460 tys. pozwoleń), a kolejna - Hiszpania (320 tys. pozwoleń). Łącznie we Wspólnocie wydano prawie 3 miliony pozwoleń na pobyt dla cudzoziemców.
Przed pandemią popyt na pracowników z tego kraju nie zwalniał. Podczas pierwszej fali pandemii pracodawcy, których zakłady działały pomimo kryzysu, skarżyli się na odpływ siły roboczej. Gdy pierwsza fala minęła, a latem sytuacja na rynku pracy zaczęła się stabilizować, firmy rekrutacyjne znów zaczęły dostawać mnóstwo zleceń. Działo się tak pomimo kwarantanny dla pracowników, obowiązkowego testowania, a nawet czasowego zamknięcia granic przez władze Ukrainy.
Z czego wynika ta determinacja? To prosty rachunek zysków i strat. - Ceny żywności na Ukrainie są zbliżone do Polski, a płaca minimalna to 600 zł netto. Koszty życia na Ukrainie są takie jak w Polsce, a pensja 3-4 razy niższa – wyliczał w "Money. To się liczy" Tomasz Bogdevicz z firmy Gremi Personal.
Jednak dla przedsiębiorców, o czym często pisaliśmy w money.pl, załatwianie pozwoleń to istna droga przez mękę. Obecnie uproszczone przepisy pozwalają pracownikom na bezwizowy wjazd do Polski, ale wtedy pozwolenie jest wydawane maksymalnie na pół roku.
Jeśli chodzi o pozwolenie na pracę, to jest ono wydawane na rok do trzech lat. Problemy? Po pierwsze, przejścia między tymi formami wymusza przerwę w pracy. Po drugie, przewlekłość procedur. Choć wojewoda powinien wystawić odpowiednie kwity w ciągu 30 dni, to bywało, że niektórzy czekali nawet sześć miesięcy.
- Łatwiej jest w Polsce załatwić całą "papierologię" niż w Niemczech, ale to nie znaczy, że nie mamy problemów - komentuje Maria Borysenko z Polsko-Ukraińskiej Izby Gospodarczej, która zajmuje się legalizacją obecności pracowników z Ukrainy w Polsce.
- Polska nie wymaga tak wielu potwierdzeń kwalifikacji czy znajomości językach, jak jest np. w Niemczech. Ale jeśli chodzi o czas całego procesu wydawania zezwolenia na pobyt czasowy i pracę, to aby uzyskać takie zezwolenie, czasem trzeba czekać nawet trzy lata. Oczywiście to wszystko zależy od miejsca – dłużej czeka się na Dolnym Śląsku niż w województwie łódzkim – a także od liczby wniosków oraz złożoności samej sprawy – wyjaśnia ekspertka.
Chociaż jest coś, co potrafi zmobilizować rząd do wprowadzenia uproszczeń szybciej. To presja związana w kryzysem. Wiceminister rozwoju, pracy i technologii Iwona Michałek poinformowała o planach wydania rozporządzenia, które ma uprościć wydawanie pozwoleń na pracę dla cudzoziemców.
Jednym z impulsów do takiego działania jest chęć wsparcia branży medycznej, która zmaga się z niedoborami kadrowymi. Co ma się znaleźć w rozporządzeniu? Szczegóły poznamy, gdy dokument zostanie opublikowany. Jednak z zapowiedzi wiceminister Michałek wynika, że wojewodowie już nie będą rozpatrywać wniosków o pozwolenie na pracę. Zamiast tego będzie nadawane prawo do wykonywania zawodu.
Co ważne, nowe przywileje mają dotyczyć nie tylko lekarzy, lekarzy dentystów, pielęgniarek, położnych oraz ratowników medycznych, ale też osób z branży inteligentnych technologii.