Dla jednych praca z domu to wygoda, z której nieprędko zrezygnują. Inni marzą o powrocie do biura, bo męczy ich całodzienne siedzenie w domu. Niezależnie od naszego stosunku do pracy zdalnej, w każdym przypadku oznacza ona wyższe rachunki za energię, zużycie wody czy ogrzewanie.
Od marca regularnie pada pytanie, czy pracodawcy – dla których nieobecność pracowników w burach jest źródłem oszczędności – powinni partycypować w kosztach, jakie z racji przeniesienia biura do domu ponosi pracownik.
"Rzeczpospolita" przywołuje się na wyniki hiszpańskich badań, z których wynika, że fizyczna nieobecność pracowników to dla firm oszczędność rzędu nawet 7 tys. euro rocznie (na jednej osobie).
Prace nad uregulowaniem kwestii zwrotu rozpoczęły się w Radzie Dialogu Społecznego we wrześniu zeszłego roku, ale jak zauważa "Rz", w miarę formułowania konkretów spadała "umiejętność negocjacji". Kością niezgody stało się to, czy to aby na pewno pracodawca jest wzbogacony na nieobecności pracowników.
Łukasz Bernatowicz, wiceprezes Business Centre Club zauważył, że przedsiębiorstwa wcale nie zyskują tyle, ile się może na pierwszy rzut oka wydawać. Wszystko dlatego, że z reguły podpisują wieloletnie umowy na najem powierzchni i na ostateczną wysokość czynszu fakt przebywania pracowników bądź ich nieobecności nie ma wielkiego wpływu.
Paweł Śmigielski z OPZZ nie ma wątpliwości, że pracodawcy z całą pewnością powinni pokrywać wyższe rachunki pracowników.
- W zagadnieniach związanych z pracą zdalną jednym z naszych priorytetów jest ustalenie zasad ekwiwalentu finansowego w taki sposób, aby rekompensował pracownikowi wszystkie koszty ponoszone przez niego w związku z wykonywaniem pracy – powiedział Śmigielski.
"Wszystkie koszty" - czyli które?
Określenie, czym w rzeczy samej są "wszystkie koszty" może nastręczać ogromnych trudności. Bo czy uwzględnić w nich zakup kawy i herbaty, które pracownik kupuje na swoje potrzeby? A mydło, które w innych okolicznościach pochodziłoby z firmowych magazynów?
Jako ciekawostkę "Rz" przywołuje stanowisko Szwajcarskiego Federalnego Sądu Najwyższego, który uznał, że pracodawca musi wręcz pokrywać część czynszu za prywatne mieszkanie, w którym znajduje się "biuro do pracy zdalnej".
Dla równowagi: w listopadzie pisaliśmy o tym, że analitycy Deutsche Bank doszli do wniosku, że praca z domu to luksus, a towary luksusowe są obłożone dodatkowymi podatkami. Przekonywali, że by osoby, które po zakończeniu pandemii zdecydują się kontynuować pracę zdalną, powinni płacić dodatkowy podatek w wysokości 5 proc. wynagrodzenia.
Pieniądze z podatku od tych, którzy pracują w domowym ciepełku i nie muszą dojeżdżać zatłoczonymi autobusami do biura miałyby pójść na pomoc dla tych, którzy w związku z pandemią stracili pracę.
Wróćmy jednak na polskie podwórku. Choć prace nad regulacją wydatków związanych z pracą zdalną idą jak po grudzie, jeszcze w tym tygodniu powinny się zakończyć w Radzie Dialogu Społecznego rozmowy w tym temacie. Niewykluczone, że ustalone zostaną zasady wypłacania ryczałtu na pokrycie tych kosztów.