- Pracownik, który pracuje zdalnie, ale będzie miał zastrzeżenia dotyczące zachowania bezpieczeństwa czy zachowania higieny pracy, w pierwszej kolejności powinien zgłosić się do pracodawcy - mówił w programie "Money. To się liczy" adwokat Piotr Walczak.
Dodaje, że jeśli pracodawca nie będzie chciał zająć się tym problemem, wkroczy PIP.
Pracownicy Inspekcji Pracy będą pojawić się na kontroli przede wszystkim na wezwania pracowników, bo to oni zgłaszają najwięcej problemów dotyczących np. braku odpowiednich warunków do pracy w domu. Może się jednak zdarzyć też inaczej.
- Pracownicy PIP mogą przeprowadzać kontrolę wyrywkowo. Będą mieli od pracodawcy listę osób pracujących w domu - mówił Piotr Walczak.
Klienci, którzy zgłaszali się do kancelarii, w której pracuje adwokat, informowali, że PIP prosiła ich o listę pracowników z imionami, nazwiskami i adresami zamieszkania.
To oznacza, że PIP może mieć dostęp do naszej lokalizacji i w każdej chwili może złożyć nam niezapowiedzianą wizytę. Nawet jeśli nie zgłosimy wcześniej żadnego problemu.
Jakie kary czekają pracodawcę, który nie pochyli się nad problemem pracownika?
- Może skończyć się na wydaniu zaleceń albo nałożeniu kar pieniężnych. Może to być np. mandat w wysokości od 500 do 5000 zł, a sąd może jeszcze zwiększyć tę karę do 30 tys. zł - mówił Piotr Walczak.
Jak się jednak okazuje, gdy pracownik Inspekcji Pracy zapuka do naszych drzwi, nie mamy obowiązku mu otwierać.
- Można spokojnie wysnuć przekonanie, że jeśli ktoś, do kogo przychodzi inspekcja, nie chce przyjąć takiego inspektora, może odmówić zasłaniając się kwestiami bezpieczeństwa czy zdrowia - mówił Piotr Walczak.
Większość pracowników zostało zmuszonych do zdalnej pracy już w marcu przez koronawirusa. W czerwcu rząd uregulował przepisy dotyczące tej formy pracy w jednej z tarcz antykryzysowych.