O sprawie pisze "Rzeczpospolita", która zauważa, że kwestia tzw. prawa do odłączenia się (lub też prawo do bycia offline) stała się elementem kampanii przedwyborczej. Tego typu postulat w swoim programie zawarła Lewica, która podkreślała, że pracownicy muszą mieć czas złapać oddech.
Pracownicy za prawem do odłączenia się
Dlatego też politycy tej formacji zamierzają przeforsować zmiany w tym zakresie. Przychylnie na to patrzą pracownicy, wspierani przez związki zawodowe.
Nawet po pracy nie możemy spokojnie odpocząć, bo odbieramy e-maile i telefony. Pora to zmienić – stwierdził Sebastian Koćwin z OPZZ, cytowany przez "Rz".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Pracodawcy są sceptyczni
Inaczej jednak na tę perspektywę patrzą pracodawcy. – Nikt nie kwestionuje prawa pracownika do odłączenia się. Wprowadzanie całkowitego zakazu kontaktu pracodawcy z zatrudnionym poza godzinami pracy byłoby jednak zbyt daleko idące – oceniła w rozmowie z gazetą Katarzyna Siemienkiewicz z Pracodawców RP.
Podkreśliła też, że do tej sprawy trzeba podejść tak, by uwzględnić interesy wszystkich stron rynku pracy. Zaznaczyła zarazem, że nowe przepisy nie obejmą wszystkich, gdyż niektórzy nie pracują przed komputerem.
Ekspertka przyznała, że pracodawcy często wykorzystują swoją silniejszą pozycję. Jej zdaniem jednak nie jest to związane stricte z przepisami prawa, a raczej kulturą zarządzania oraz świadomością pracowników dotyczącą ich praw.
Jak jest obecnie?
Aby odpowiedzieć na to pytanie, dziennik porozmawiał też Katarzynę Wilczyk, starszą prawniczkę w kancelarii Raczkowski. Zaznaczyła ona, że pracownicy już dziś posiadają skuteczne narzędzia, które wymuszają przestrzeganie ich prawa do przerwy.
– Przede wszystkim jest to wymóg nieprzerwanego 11-godzinnego odpoczynku dobowego i 35-godzinnego odpoczynku tygodniowego. Te zasady mają zastosowanie bez względu na stosowany w danej organizacji system czasu pracy, a więc także w trybie zadaniowym – wytłumaczyła prawniczka.