- Sytuacja jest zła, ale do uratowania. Za dwa miesiące sytuacja będzie bardzo zła. Mamy kilka tygodni, żeby poczekać i liczymy na to, że w tym czasie sąd się wypowie - przyznaje w rozmowie z money.pl Robert Gonera, przewodniczący NSZZ "Solidarność" w hucie Liberty Częstochowa.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ważą się losy Liberty Częstochowa
Huta Liberty Częstochowa, która zatrudnia około 950 osób, jest w stanie ogłoszonej upadłości. Właściciel - Grupa Liberty, złożyła zażalenie od tego postawienia.
- Wiemy już, że został wyznaczony skład w Sądzie Okręgowym, który rozpatrzy to odwołanie. Czekamy na ruch, bo to na ten moment kluczowa kwestia, która da zielone światło syndykowi - wyjaśnia Gonera.
Celem jest znalezienie dzierżawcy, aby uniknąć ponoszenia kosztów utrzymywania przedsiębiorstwa w czasie procesu upadłościowego. W dalszej kolejności jego plany zakładają sprzedaż całej firmy.
- Cały czas rozmawiam z kilkoma podmiotami zainteresowanymi dzierżawą. Jednak z uwagi na niepewność prawną - czy będzie to prawomocna upadłość, czy restrukturyzacja, niektórzy potencjalni dzierżawcy nieco wstrzymali się z dalszymi krokami. Nie podejmą ryzyka i nie podpiszą umowy dzierżawy, kiedy może się okazać, że sąd upadłościowy II instancji uchyli postanowienie i wtedy pierwszeństwo będzie miała restrukturyzacja. W takiej sytuacji trudno się dziwić, że inwestorzy czekają na rozwój wydarzeń. Jeżeli chodzi o pozostałych oferentów to umowy nie są ostatecznie wynegocjowane, ale rozmowy są w toku - podkreśla w rozmowie z money.pl Adrian Dzwonek, syndyk masy upadłościowej częstochowskiej huty.
Pracownicy nie dostali pensji. Syndyk: "nie mam środków"
Również pracownicy czekają na rozwój wydarzeń. - Nastroje nie są najlepsze, bo często opóźnia się wypłata wynagrodzenia. Za wrzesień jeszcze nie dostaliśmy pieniędzy - przekazuje nam jeden z pracowników, który jest zatrudniony w Liberty Częstochowa od 10 lat i prosi o anonimowość.
Obecnie pracownicy powinni otrzymać postojowe w wysokości około 60 proc. wynagrodzenia. Gonera wskazuje, że 14 października syndyk wypłacił każdemu pracownikowi 1 tys. zł.
Nie otrzymali pensji, bo nie mam środków. Dostałem zgodę na pozyskanie finansowania, czyli pożyczki na ten miesiąc, żeby jakoś przetrwać. Rozmawiam z potencjalnymi pożyczkodawcami - podkreśla syndyk.
Jak dodaje, chciałby, żeby pensje jak najszybciej trafiły do pracowników, ale nie jest w stanie przeskoczyć niektórych kwestii. - Wystąpiłem nawet do rządu, ministerstw i Agencji Rozwoju Przemysłu (ARP) z prośbą o udzielenie wsparcia finansowego. Mam nadzieję, że pracownicy otrzymają pieniądze w tym tygodniu - podkreśla. Do tej pory nie zapadła decyzja w sprawie ewentualnej pomocy ze strony rządowej.
- Pierwszy raz od 10 miesięcy nie dostaliśmy pensji i dla kogoś z zewnątrz może się wydawać, że jesteśmy w świetnej sytuacji, bo pensja wpływa a można w międzyczasie dorabiać. Takie przeświadczenie mocno zepsuło załogę. Pracownicy są wypaleni psychicznie oczekiwaniem i niepewnością. Trudno określić, czy to złość, agresja czy zniechęcenie. Wiele osób znalazło nową pracę i nie wiadomo, co się stanie, gdy padnie hasło "wracamy do pracy". Nie wiemy, jaka jest skala takich przypadków - zwraca uwagę przewodniczący NSZZ "Solidarność".
Załoga, mimo że dostrzega wysiłki syndyka, jest mocno zaniepokojona, ponieważ zostało coraz mniej czasu. Nie można wykluczyć scenariusza, że syndykowi zabraknie pieniędzy, a wtedy pracownicy mogą opuścić firmę.
- Mamy tylko kilka tygodni, bo pogoda ma ogromne znaczenie dla stanu instalacji hutniczych. Gdy pojawi się zima i nadejdzie mróz, te instalacje mogą ucierpieć tak mocno, że ich odtworzenie będzie wiązało z koniecznością całkowitej odbudowy, więc koszty mogą znacząco wzrosnąć i później wystartujemy z produkcją. W takiej sytuacji może się okazać, że niektórzy inwestorzy zrezygnują. To byłaby tragedia, bo na pewno stracimy załogę, a zakład trzeba będzie rozmontować - zaznacza Gonera.
"Nierealny plan" spółki z Grupy Liberty
W pierwszej fazie rozmów dzierżawą częstochowskiej huty było zainteresowanych około 10 spółek. Obecnie mówi się o czterech, a jedną z nich jest spółka należąca do Grupy Liberty.
- Moim zdaniem pomysł dotychczasowego właściciela na hutę jest nierealny i słaby - ocenia Gonera.
Jednym z argumentów jest sytuacja całej Grupy Liberty - w Europie i globalnie. - Problemy są wszędzie i tylko się pogłębiają, więc trudno nam uwierzyć, że akurat w Częstochowie sytuacja się poprawi. Potrzebne jest finansowanie, którego Grupa nie ma. Nikt nie chce im pożyczyć pieniędzy, bo są niewiarygodni - zwraca uwagę.
Inne zakłady Grupy działające w Europie funkcjonują niemal wyłącznie w oparciu o rządową pomoc. W Czechach, Rumunii i na Węgrzech firma jest właścicielem potężnych hut w skali kraju, więc rządy były bardziej skłonne ratować te przedsiębiorstwa. To wiodące zakłady stalownicze w tych krajach, które zatrudniają tysiące pracowników.
- Ich upadek byłby dużym problemem, więc rządy przyznają np. prawa do emisji i kredyty gwarantowane. W ostatnich latach wygląda to tak, że po otrzymaniu pieniędzy firma trochę poudaje, że działa, a gdy środki się skończą, wstrzymuje produkcję. Argumentują to faktem, że hutnictwo jest w odwrocie i to prawda, ale w żadnej innej firmie w Europie nie wygląda to w ten sposób - podkreśla przewodniczący NSZZ "Solidarność".
Drugim argumentem są plany na przyszłość przedstawione wierzycielom zakładu. - W pakiecie pomysłów zakłada się, że np. będziemy wytapiać 31 wytopów w piecu elektrycznym w ciągu doby. Nasz piec tylko raz w ciągu kilkudziesięcioletniej historii i to w bardzo ekstremalnych, laboratoryjnych warunkach, dał radę wylać 26 wytopów, normalnie leje 22-24. To tylko jeden z dowodów na to, że ten plan jest nierealny i technicznie niewykonalny - ocenia.
Syndyk, dopytywany o ofertę spółki z Grupy Liberty, zwraca uwagę na błędną ocenę. - Oferta spółki z Grupy Liberty zawiera dużo kwestii wymagających zmian lub renegocjowania. W mediach pojawiły się informacje, że ta oferta jest konkurencyjna i korzystna, ale to nie do końca prawda, bo nie gwarantuje zapłaty wszelkich niezbędnych, bieżących zobowiązań, w tym wynagrodzeń pracowników za wrzesień 2024 r. Wypunktowałem, co jest do poprawy, więc sprawa pozostaje otwarta - przyznaje.
Syndyk dodaje, że zmierza do tego, aby nowy podmiot przejął hutę wraz z pracownikami i postawił zakład na nogi. Część załogi nie traci wiary. - Wierzę, że produkcja zostanie wznowiona - kwituje pracownik.
Natomiast żadna decyzja - o dzierżawie, a tym bardziej o sprzedaży - nie może zostać podjęta dopóki nie wypowie się Sąd Okręgowy.
Maria Glinka, dziennikarka WP Finanse i money.pl